piątek, 12 grudnia 2014

Prostytucja międzynarodowa


Nikt nam nie powie, że czarne jest czarne, a białe jest białe” – jak powiedział Prezes Kaczyński. Otóż właśnie o to chodzi, aby „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Dodam: I nazywać rzeczy po imieniu.

Bieżąca gorąca dyskusja w mediach z udziałem dziennikarzy i polityków różnych opcji obraca się wokół tego, czy Polska, a konkretnie jej ówczesny Prezydent oraz Premier ponoszą odpowiedzialność za kłamstwa dotyczące rzekomej niewiedzy o istnieniu więzienia CIA w Starych Kiejkutach. Oraz za tortury więzionych tam ludzi. Oraz za plamę na wizerunku Polski, państwie suwerennym i katolickim.

 
W wywiadzie w TVN24 u Moniki Olejnik, Kwaśniewski wił się jak piskorz i twierdził, że nie wiedział nic o torturowaniu tamtejszych „przyjezdnych”. Zresztą, jak powiedział, robili to Amerykanie, nie Polacy, więc po co teraz ten szum...

Dla niego największą katastrofą jest fakt, że raport CIA przyznaje, iż wszystkie przez wiele lat stosowane „wzmocnione metody przesłuchań” - piękny eufemizm – nic nie dały, niczego istotnego nie wniosły.

Chociaż to zupełnie inne sprawy, czuć było w tym wywiadzie bezczelne kłamstwo dwukadencyjnego i dwulicowego Prezydenta, brzmiącego podobnie jak drobny kłamca Hoffman tłumaczący się z przekrętu na marne 1800 zł. w tydzień po powrocie z Madrytu.

Jeżeli Kwaśniewski i Miller nie wiedzieli nic o torturach, to znaczy, że za ich rządów ktoś inny za nich zadecydował o oddaniu kawałka Polski w czasowe władanie obcemu mocarstwu bezwarunkowo, no questions asked .
Z dugiej strony było to dla nich normalne za czasów komuny, kiedy obaj piastowali wysokie funkcje partyjne. Nasz okupant - Kraj Rad - sam decydował o tym że różne części terytorium Polski zajmowały jego służby i armia, ale od tamtego czasu do otwarcia więzienia CIA na Mazurach minęły długie lata. Inne nastały zwyczaje i suwerenność Polski przeszła istotne zmiany jakościowe.

Okazało się jednak, że nie do końca. Okazało się, że dawni czynownicy z PZPR przewerbowali się i zaczęli służyć nowemu panu – USA. EksPrezydent motywuje to tym, że wówczas, po zamachach w Nowym Jorku trzeba było okazać „bratnią pomoc” sojusznikowi i zgodzić się na wynajem powierzchni użytkowej za dewizy, czyli za 15 mln żywych dolców.

Za taką kasę nie wypadało wściubiać nosa w celu sprawdzenia, jak powierzchnia wynajęta jest użytkowana, czy sufity nie zalane, krany nie poukręcane itd.

Fakt, że wynajmujący stale podtapiał swoich gości, sprawdzał ich odporność na hałas i brak snu, groźby wyzerowania ich stanu rodzinnego i wiele innych wymyślnych zabiegów rodem ze średniowiecza i kazamatów NKWD, to duperele, którymi nasi wybrańcy z dawnego PZPR nie zajmowali sobie głów. Teraz wyrażają przede wszystkim swoje oburzenie na sfrustrowanego dupka z CIA, który „puszczając farbę” rozpoczął w USA dochodzenie w sprawie.

Pytanie jaka jest granica „wzmocnienia” metod przesłuchań, poza którą zaczynała się już Łubianka w Starych Kiejkutach. Czy granicą jest wyrywanie paznokci i elektroszoki, czy też dopiero byłoby obcinanie uszu i łamanie kołem ?

Czy jest tak, że głowa suwerennego państwa ma prawo wyrażać zgodę na dobrowolny wynajem kawałka Polski obcemu państwu np. na obóz koncentracyjny ? Różnica z Kiejkutami byłaby tylko ilościowa.

Że CIA nie może działać na terenie USA? A w Polsce tortury są dozwolone ?

Interesującą opinię zaprezentował dzisiaj były minister sprawiedliwości i członek Opus Dei, Jarosław Gowin. Według niego trzeba pamiętać, że „cel działań CIA był właściwy, mimo że metody jednak nie do końca”. Czyli, nazywając rzeczy po imieniu, cel jednak częściowo uświęca środki. Ciekawa interpretacja nauki Kościoła, chociaż historycznie potwierdzona...

A szanowana powszechnie dziennikarka Janina Paradowska uważa, że krytyka Kwaśniewskiego i Millera to próba „dokopania Polsce”. Myślę, że to ci panowie dokopali Polsce, stawiając nasze państwo w roli dewizowej prostytutki międzynarodowej.



Dokładnie na ten sam temat polecam mój wpis z 2012 roku:

http://as-kronika.blogspot.com/2012/01/legalne-metody-pozyskiwania-informacji.html






niedziela, 7 grudnia 2014

Długie podium zwycięzców


Normalnie, zwycięzcy stają na podium, które w środku oznaczone jest jedynką, a po obu stronach dwójką i trójką.
Normalnie, ale nie w Polsce.
W Polsce zwycięzców w wyborach samorządowych jest tylu, ile partii politycznych. Każdy przywódca każdej partii, kierując się pozytywnym podejściem do rzeczywistości, twierdzi i wyjaśnia obecnie, dlaczego zwyciężył. Może to i dobrze. Będziemy mieli mniej frustratów na rodzimej scenie politycznej.

Niestety pozory mylą i to bardzo. Prezes PiS liczbowo wygrał, ale w praktyce nie porządzi, bo PSL i PO razem zdobyły więcej mandatów. Czyli jest dobrze, ale źle.
Dlatego znowu, w odróżnieniu od cywilizowanych państw zachodnioeuropejskich, Prezes i jego pretorianie uderzają tradycyjnie histerycznie i dramatycznie argumentami o ponownej zdradzie narodowej i spisku wiadomych sił, które ordynarnie sfałszowały wybory.

To już dziewiąte, które Prezio faktycznie i praktycznie przegrywa, dlatego poczucie zawodu i świadomość swojego podeszłego wieku zmusza go do jak najszybszej realizacji pragnienia odwetu przy użyciu wszelkich dostępnych prawem środków.

I podobnie jak hegemon Putin codziennie, krok po kroku, destabilizuje Ukrainę, aby tak osłabioną w końcu kiedyś połknąć, tak Prezio robi to w Polsce, bo argumenty o rzekomej zdradzie narodowej i porównywanie obecnej Polski do PRL i Białorusi, wzbudza wśród ok. 3 milionów naszych obywateli, protest i poczucie krzywdy. Warto wykorzystać więc każdą okazję do uderzenia w polski rząd i Prezydenta „Komoruskiego”. Zapowiadany pochód z okazji przypadającej 13 grudnia rocznicy wprowadzenia stanu wojennego jest wymarzoną okazją do zgromadzenia tych, którzy uważają, że „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”.

Również okazją dla części tej młodzieży, która, urodzona po roku 1989, zna brak wolności i demokracji jedynie ze starych filmów i opowiadań rodziców.
Jako że czas nie przeżyty osobiście nie uruchamia dostatecznie wyobraźni o tamtych czasach, łatwo trzymając w jednym młodym ręku narodowy sztandar, a w drugim świeżo wyrwany brukowiec, dać upust swojej „patriotycznej” energii. Po pochodzie, transmitowanym „na żywo” w TV Trwam i TV Republika, Policja „popieści” kilkunastoma grzywnami najgorliwszych młodych uczestników, a reszcie da miłe poczucie brania udziału w pożytecznej dla walki o niepodległość imprezie.

Trzeba jednak także zastanowić się po Wyborach poważnie, dlaczego młodzież od pewnego czasu odchodzi od tzw. normalnych partii politycznych na rzecz ruchów skrajnych i agresywnych, jak PiS, czy partii Korwina-Mikkego. Myślę, że to z jednej strony wynik bezrobocia wśród młodych i bezbarwności oraz bezideowości tych „normalnych” partii. Jakakolwiek afera (taśmowa, zegarkowa, madrycko-PiSowska itp.) pokazuje młodzieży, że ci „normalni” to cynicy, którym los Ojczyzny i rodaków „koło dupy lata”.

Polityka PO (ciepłej wody w kranie) już pozytywnie nie skutkuje. Ta „młoda młodzież” (jeszcze) niekoniecznie podziela cynizm „staruchów” ponad 40 letnich. Chce się angażować w coś, w co może uwierzyć, nawet jeżeli to coś jest dla „staruchów” skrajne, niedorzeczne, zbyt radykalne. Partia, która nie „zagospodaruje” tej młodej energii i ambicji – stopniowo polegnie. Do głosu dojdą ci, którzy zawładną wyobraźnią młodych, wskażą wartości, pokażą inne cele, niż tylko wytrwanie na swoich  stanowiskach.
„Staruchy” albo wykażą zdolność do innowacji, zmian i adaptacji, albo odejdą w siną dal.

Patrząc z kolei na Prezesa, dziwię się, jak jeden sfrustrowany, bardzo ambitny mały samotnik może zgromadzić pod swoje skrzydła taką masę ludzi. I wyzwolić tak wielką negatywną energię w tak wielu.

Z drugiej strony, moje zdziwienie jest tu jednak chyba nieprzemyślane, bo nawet rudymentarna wiedza historyczna pozwala sypać jak z rękawa podobnymi przykładami successful loners z przeszłości.

Cynizm, hipokryzja i bezwzględne dążenie do władzy nie powinno dziwić, bo to w końcu niezbędne cechy licznych polityków, którzy już coś osiągnęli, a jeszcze bardziej tych, którzy patrzą na umykające im kolejne okazje, wraz ze świadomością przemijającego nieubłaganie czasu.