poniedziałek, 21 marca 2016

"Wpuść chama do biura


to atrament wypije”. Zgodnie z tym polskim powiedzeniem, BOR, ze swym działem transportu, nie był w stanie ogarnąć eksploatacji tak wysoce skomplikowanego dla nich samochodu, jak prezydenckie pancerne BMW. I nie chodzi tutaj o silnik, zawieszenie, czy skomplikowane elektroniczne systemy bezpieczeństwa, ale jedynie o kontrolę i montaż opon odpowiednich do tego samochodu.

Na zasadzie popularnego za Gierka hasła: „Polak potrafi”, zamontowano do blisko 3-tonowej prezydenckiej bryki, starego wyeksploatowanego kapcia ze śmietnika działu transportu. Chyba uważając, że to w końcu droga opona „run-flat” znanej zagranicznej marki Michelin, dziury nie widać, więc na pewno wystarczy na kolejne marne paręset kilometrów po asfalcie i kamieniach.
Że już nieco sfatygowana ?
„A ch.j” - powiedział zapewne jakiś BORowski pan Zenek. „Montuj Stasiek i nie pier...! Przecież widzisz, że lepszej nie mamy, bo nas nie stać. Nie jesteśmy Beckhamy i gówno mamy”.

Nie było mnie przy tym, ale myślę, że podobna rozmowa musiała mieć miejsce przed wyjazdem Pana Prezydenta. Odzwierciedlałaby ona staranność i zaawansowanie techniczno-intelektualne ludzi odpowiedzialnych za transport VIPów w BORze.

Incydent ten pokazuje dobitnie, że nie wystarczy kupić porządny samochód Prezydentowi. Trzeba jeszcze zwracać uwagę na to, na co zwykle zwraca uwagę przeciętny posiadacz czterokołowego pojazdu samochodowego: opony powinny być właściwie dobrane i używane zgodnie z normami eksploatacyjnymi.

Gdyby, Boże uchowaj, Prezydent poniósł śmierć w wypadku na autostradzie, min. Macierewicz nie wyrobiłby się z organizowaniem kolejnej podkomisji do spraw wyjaśnienia spisku, wiadomo jakich sił...
I znowu PO miałaby kolejną krew na rękach. A i na Wawelu byłoby już trochę ciasno.
Tylko przed Pałacem Prezydenckim postawiono by od razu obok siebie dwa pomniki.
Wszystko przez paru durniów, dziadostwo, niechlujstwo mentalne i bajzel organizacyjny w kolejnej instytucji państwowej objętej „dobrą zmianą”.

Niestety, durnie, dziadostwo i bajzel, to tradycyjny obraz naszego przaśnego katolickiego państwa. Partie polityczne nie mają z tym wiele wspólnego. Bo wszystkie składają się przecież z rodaków, chociaż różnych sortów.
Komputery, shopping malls, komórki, tablety, autostrady, drogie bryki i tym podobne atrybuty nowoczesności, to tylko powierzchniowo Zachód. A pod spodem wciąż hula polska dusza; zakompleksiona, więc agresywna, dumna, „honorowa”, buńczuczna, zadziorna i bardzo religijna.

Czy może więc dziwić, że tak prymitywny i niechlujny rodzaj myślenia i zachowania przyczynił się, tak naprawdę, do spowodowania przez rodaków szeregu tragicznych w skutkach wypadków lotniczych ostatnich lat, z najtragiczniejszą katastrofą - prezydenckiego Tupolewa ?

Polak potrafi”.

Za Gierka, samokrytyczni rodacy dodawali jeszcze złośliwie: „aż go szlag trafi”.


piątek, 11 marca 2016

Apres moi le deluge...


jak powiedziała Markiza de Pompadour, kochanka Ludwika XV.
Czyli, w bardzo dowolnym tłumaczeniu: „Guzik mnie obchodzi, co będzie po moim panowaniu”.
Tak chyba mawia Prezes (po polsku, bo nie zna języków zagranicznych), podejmując kolejne decyzje, realizowane za pośrednictwem swoich marionetek rządowych.
Decyzje, które w nieco ponad 3 miesiące zrobiły z Polski dziwny, nieobliczalny kraj, a z Polaków dziwnych masochistów, którzy zamiast kontynuować swój niezły jak na obecną Europę rozwój gospodarczy i stabilność wewnętrzną, zdecydowali biczować się, wybierając na swoich egzekutorów dziwnych ludzi z PiS, z głównym i najdziwniejszym ideologiem z Żoliborza.

Ideolog ten założył sobie, że cierpliwie czekając przez lata, osiągnie wreszcie swój życiowy cel: władzę (niemal) absolutną. Koszty ponoszone przez nasz skołatany przez historię naród, nie są dla niego ważne.
Utrata wiarygodności i prestiżu międzynarodowego, skuteczne podzielenie społeczeństwa na dwa bardzo wrogie obozy, wrzenie wewnątrz kraju, osłabienie pozycji przetargowej Polski vs. inne kraje, utrata pozytywnego wizerunku stabilnego i przewidywalnego państwa, obniżone ratingi gospodarcze – to wszystko dla szefa PiS nie ma znaczenia.

Po mnie choćby potop”.

Głębokie społeczne rozczarowanie rządami PO, mało ambitna wizja „ciepłej wody w kranie” przez kolejną kadencję, dało Jarosławowi K. większość parlamentarną, która stała się trampoliną dla niego i jego podwładnych, kolesiów i przydupasów. To właśnie otoczenie Jarosława K. stanowi obecnie betonowy mur obronny przed „zakusami” i „machinacjami” wrogiej opozycji. Broniąc wszystkich decyzji Prezesa, bronią swojej egzystencji i posad swoich i kolesiów. Zrzucili wszystkie swoje maski przedwyborcze – oni walczą teraz o swój byt i dobrobyt. Przynajmniej na 4 lata.

Jak za komuny, tak i teraz, powstała już rzesza fanatycznych „wyznawców” kultu Prezesa i jego zmarłego brata. Zjawisko znane starszemu pokoleniu Polaków jako „kult jednostki”.
Kto dołącza do tego wazeliniarskiego szeregu pochlebców, czuje przypływ mocy i pewności siebie, promieniującej od rządzącej klasy.

"Teraz mnie nie ruszą, bo za mną stoi partia".

To co razi nawet najmniej interesujących się polityką, czyli wymiany wszystkich dotychczasowych ludzi na swoich, przekroczyło wszelkie wyobrażenia.
Wymienia się wszystkich; od sprzątaczek i dyrektorów najlepszych stadnin koni, do urzędników państwowych, szefów spółek skarbu państwa i szefów telewizji. Wracają na czołowe stanowiska najgorsze kreatury z czasów 2005-2007.
Ich profil moralny, fachowość i kwalifikacje zawodowe ? Proszę nie zadawać głupich pytań.

Tak jak kiedyś nikt nie przewidział upadku komuny, tak i nikt przed wyborami nie wyobrażał sobie zakresu „dobrych zmian”. Społeczeństwo nie zdawało sobie sprawy, że wybierając ludzi Prezesa, wybierają grabarzy demokracji i cyniczny zamordyzm.
Naiwność Polaka-szaraka, ale i zawodowych krajowych komentatorów politycznych nie zna granic. Nawet po zmiażdżeniu TK, pogardliwych wypowiedziach czynowników reżymowych, na temat braku wiedzy senatorów amerykańskich, w tym McCaina, oraz raportu Komisji Weneckiej, słychać komentarze w rodzaju: Zobaczymy jak ostatecznie odniesie się do tego Premier, czy Prezydent. Może się Wysoka Osoba zreflektuje, zaznaczy swoją odrębność i wykaże chociaż cień niezależności.

Gaszących takie nadzieje nazywa się czasami panikarzami, nie wierzącymi, że Premier czy Prezydent może się tak daleko posunąć, aby popierać bezkrytycznie i całkowicie kolejne szaleńcze pomysły Prezesa.
Widzę jednak, z przykrością, że nad całą Polską ukazuje się już od pewnego czasu, Jego mała zaciśnięta drżąca pięść, ze środkowym palcem, skierowanym wyraźnie do góry...
Jak by chciał w ten subtelny sposób zasygnalizować coś Europie i Światu.

Dotychczasowe posunięcia prezesowych kukiełek przypominają jako żywo czasy komuny. Tak bardzo, że aż dziw bierze, że dzieje się to w 2016 roku. A nie w latach 60tych, czy 70tych.
Za tow. Gomułki stosunek do Niemiec był podobnie nieufny i krytyczny jak obecnie Prezesa. Tak jak Gomułka bratał się z przywódcami partii komunistycznych Zachodu, których celem był demontaż ich demokratycznych ojczyzn, tak PiS należy do grupy państw dążących de facto do demontażu Unii. Jednocześnie werbalnie popierając ją (!)
Pokaż mi swoich sojuszników, a powiem ci kim jesteś.

Zrozumiałe jest więc, że krytyka międzynarodowa polskiego rządu, wyrażana przez polityków i instytucje Unijne, Komisję Wenecką oraz przez polityków USA, powoduje jedynie pogardliwość i wściekłość Prezesa i jego ludzi. Kto śmie krytykować Jarosława, dąży skrycie do skolonizowania Polski.
Wszyscy ludzie w Polsce i za granicą, według niego, dzielą się na popierających go, czyli mądrych i przyjaznych Polsce patriotów-katolików, oraz szumowinę ludzką niższego sortu, czyli tych, którzy go krytykują.
Ci krytykujący to: ludzie zbłąkani, komuniści, złodzieje, sprzedawczycy, byli ubecy, esbecy, zomowcy, ukryta opcja niemiecka, międzynarodowa finansjera, Żydzi, ale i Rosjanie.

I tak jak za komuny, w przypadku demonstracji protestacyjnych, np. KODu, padają pytania: Komu to służy, kto za tym stoi i jakie ośrodki to finansują.
Odpowiedziami na te pytania zajmie się szczegółowo, szybko konsolidowany, potężny aparat inwigilacyjno-, śledczo-, dochodzeniowo-, prokuratorsko-sądowniczy z mega-ministrem Ziobrą na czele.

Czy jesteśmy już państwem policyjnym ?
Jeszcze nie, ale „technicznie” już takim się staniemy wkrótce.

I aktualne stało się dzisiaj – niestety - stare powiedzenie Wałęsy: „Nie o take Polske walczyłem”.