wtorek, 13 marca 2012

Teraz o innych wyborach

Pisząc o prawyborach w Stanach nie sposób nie przywołać ostatnich wyborów prezydenckich w Rosji. Były one w dużej mierze wolne, i nie przeszkodziło to w tym, by naród dokonał dosyć oczywistego wyboru.

Putin to jedyny silny i sprytny człowiek, który zawczasu wymiata konkurentów budząc powszechny respekt i poczucie, że gwarantuje stabilizację wewnętrzną i pewność, że jakakolwiek zagranica musi się z Rosją liczyć. Temu służą m.in. umiejętnie dozowane pobrzękiwania szabelką rakietową, gdy tylko Obama wspomni o rakietach Patriot, czy o interwencji w Syrii, lub Iranie.

Dlatego Rosjanie nie wyobrażają sobie sytuacji w której miernoty pokroju Ziuganowa czy Żyrynowskiego zasiadłyby na Kremlowskim tronie. I słusznie.

Jednak, i to trzeba skrzętnie odnotować, w Rosji dzieje się coś na kształt Rewolucji Październikowej a rebours. Oto część ludności wielkich miast wychodzi na ulice by protestować przeciwko legalnie wybranemu przywódcy. To przełom w umysłach Rosjan.

Wiem, że to dopiero początek, że przyjdzie czekać wiele lat zanim ulica masowo poprze jakiegoś kandydata z poza establishmentu, ale pamiętajmy – 1917 rok miał swój początek w 1905 roku. Ile można, że tak powiem, piastować urząd Prezydenta ? Dał nam przykład Hugo Chavez czy gwiazda Białorusi, hokeista Łukaszenka, jak należy postępować z raz zdobytą władzą nad narodem.

Ja myślę, żę Putin, to dobry wybór dla prawie wszystkich. Demokracji i równości w Rosji nie wprowadzi, ale Rosjanie nigdy jej nie mieli, więc też nie cierpią z powodu jej braku.

Natomiast Putin jest bezideowy, a ja to uważam za zaletę w dzisiejszych nuklearnych czasach. Pomyśl czytelniku co by było gdyby Hitler opóźnił o 2-3 lata rozpoczęcie II wojny światowej. Z jego szaleńczą ideą podboju globu, miałby najprawdopodobniej nie tylko jako jedyny wówczas flotę samolotów odrzutowych, ale i rakiety balistyczne z głowicami jądrowymi. Nie byłoby dobrze.

Ale jako zodiakalny Baran, pospieszył się był i przeliczył z siłami. Na szczęście.

Putin nie wydaje się być światowym agresorem i dlatego możemy spać spokojnie, co nie miało miejsca w naszym kraju przez stulecia. Niech nam żyje Wladimir Wladimirowicz !

Rosja obecnie to kolos z którym każdy zagraniczny przywódca musi się liczyć chociażby z powodu potrzeby ropy i gazu. Były kanclerz Schroeder nigdy nie uśmiechał się tak szeroko, jak po podpisaniu umowy z Gazpromem, która zapewniła i jemu osobiście posadę o jakiej można tylko pomarzyć. Trzeba to jednak z naciskiem podkreślić, że sytuacja gospodarcza Rosji zależy całkowicie od cen ropy i gazu. Dopóki cena ta rośnie 25% rocznie, wszystko jest OK. Ale nawet przy tej godnej pozazdroszczenia tendencji, wzrost gospodarczy jest szacowany przez dziennik The Economist na marne 3,2% w tym roku. To niewiele więcej od nas, a ropy ani gazu łupkowego jeszcze nie eksportujemy. I to lokuje Rosję, na 18 miejscu wśród 58 krajów badanych przez ten dziennik. Nawet Wenezuela, której rząd jest obsadzony przez bliższą i dalszą rodzinę Hugo Chaveza ma odnotować 4,2% wzrostu w tym roku. A przecież kraj ten nie jest najlepiej rządzonym miejscem na ziemi.

Obecny budżet Rosji bazuje na cenie baryłki 117 $. A co będzie jeżeli cena ropy zaczęłaby spadać ? Jeżeli Rosja ma zwiększyć wydatki na zbrojenia na poziom planowany przez Putina - 763 mld $, to cena za baryłkę nie może być niższa niż 140 $ w roku 2013.

Trzeba jednak pamiętać, że duża podwyżka cen ropy wpakuje świat w recesję, a to z kolei spowoduje gwałtowany spadek cen ropy. Nie można zarzynać kury znoszącej złote jajka…

Pozatym, tak wielkie uzależnienie zrównoważenia budżetu państwa od ceny surowców energetycznych, źle rokuje na przyszłość tego kraju. W roku 2000 surowce energetyczne stanowiły 45% ogółu eksportu, podczas gdy obecnie 69%. Natomiast eksport maszyn i urządzeń odpowiednio spadł.

Następnym czynnikiem osłabiającym gospodarkę jest wszechobecna korupcja.

Na liście Transparency International Corruption Index Rosja zajmuje obecnie 143 miejsce, obok takich godnych zaufania państw, jak Nigeria i Białoruś, a o wiele miejsc za Syrią i Nikaraguą. Dla zobrazowania koszmarnej tendencji w tej dziedzinie: w roku 2000 Rosja była na 79 miejscu, a w 2005 na 90-tym…

A o prosperity w Rosji, mogą mówić jedynie miejscowi oligarchowie, którzy w samym tylko IV kwartale zeszłego roku wyprowadzili za granicę 38 mld $ !

I dlatego, na szczęście, Rosja w przyszłości nie powinna być groźna jako agresywne mocarstwo dla nas i świata. Zbrojenia i nowe technologie kosztują.

Dzisiaj cena ropy jest wysoka, ale jeżeli, może niezadługo, stopy procentowe w USA doszłyby do bardziej normalnych 5% (2% powyżej obecnej 3% stopy inflacji), zniknie dzisiejsze windowanie cen energii. Jeżeli kształtowanie poziomu stóp procentowych stanie się bardziej naturalne, a nie kształtowane dogmatycznie przez Bernankego, ceny ropy muszą zacząć spadać i to znacznie (50-60 $ za baryłkę). Pogląd ten jest wyznawany m.in. przez Noblistę Paula Krugmana.

A dodatkowo, panujące ostatnimi laty wysokie ceny tego surowca, dramatycznie zmobilizowały świat do uwieńczonych sukcesem poszukiwań całkiem nowych źródeł ropy i gazu szelfowego oraz zastosowania nowych technologii (fracking = szczelinowanie), które rozwinęły się na naszych oczach.

Chodzi o wykorzystanie łupków, o czym myślimy również w Polsce poprzez startowanie z nowymi odwiertami, które w najbliższym dziesięcio, czy dwudziestoleciu powinny uniezależnić nasz kraj od importu.

Z tych powodów myślę, że gospodarka ojczyzny „nowego” prezydenta Putina, jeżeli nie rozwinie szybko i znacznie sektorów z poza wydobycia i eksportu surowców energetycznych, nie będzie w stanie sprostać nie tylko planom zaawansowanych zbrojeń i umacniania pozycji mocarstwowej, ale również dążeniom obywateli i ogólnemu rozwojowi tego kraju, który poza centrami urbanistycznymi, jest po prostu jeszcze jednym krajem trzeciego świata.

Dynamiczny prezydent Rosji powinien przewodzić wykorzystaniu w swoim kraju licznych kadr świetnie wykształconych młodych obywateli. Tak, aby Rosja nie była znana w świecie tylko jako centrum korupcji, oligarchów-kryminalistów i eksportu surowców energetycznych.

piątek, 9 marca 2012

Prawybory, marzec 2012

Kiedy liczba ludności w tym kraju dochodziła do 3 milionów, prezydentem był George Washington. Zanim doszła do 5 milionów, urząd ten sprawowali kolejno John Adams, Thomas Jefferson i James Madison. Wybitne postaci znane z wielkich i przełomowych osiągnięć na drodze do budowania zjednoczonego i silnego, demokratycznego państwa.

Teraz jest ponad 311 milionów obywateli i dwie podstawowe partie polityczne. Jedna z nich, Republikanie, toczą obecnie zażarte boje w celu wywalczenia nominacji członka swojej partii na fotel Prezydenta. Trudno jednak znaleźć wśród jej kandydatów ludzi formatu tych wymienionych na początku.

Mitt Romney czy Rick Santorum są tak daleko od przeciętnego obywatela USA i jego losu, jak Gierek od obywateli PRL czy ex-prezydent Wulff od obywateli Niemiec. Romney urodził się w bogatej rodzinie i powiększył to bogactwo skomplikowanymi transakcjami na rynku finansowym. Osobisty majątek jest szacowany na 500 mln $. Płacony podatek od uzyskanych dochodów w wysokości 42 mln $ w 2 lata, dzięki wykorzystaniu prawnych luk – marne 15% !

Zmienia szybko i sprawnie głoszone przez siebie poglądy w zależności od sytuacji i stanu, włącznie z tymi na temat aborcji, federalnego finansowania środków antykoncepcyjnych, czy sposobom ograniczania bezrobocia.

Rick Santorum, który ostatnio zabłysnął kilkoma zwycięstwami „etapowymi”, tkwi głęboko w arcykonserwatywnych kołach związanych z Tea Party, wciąż podkreśla swoją religijność i poglądy w rodzaju: z Iranem należy rozmawiać przy pomocy rakiet i bomb, skrajnie ograniczyć pomoc uboższym, aby skutecznie walczyć z rosnącym zadłużeniem.

Już tylko to oddziela go murem od lwiej części społeczeństwa i trzeba by małego cudu, by wygrał nominację.

Światowy format tego Wielkiego Polityka reprezentuje przykładowo jego niedawna wypowiedź ze stanu New Hampshire, że największym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych są Iran, egipscy islamiści i... Polska.

To wynik działalności społeczności żydowskiej w USA, która konsekwentnie, gdzie może przyprawia nam koszmarną gębę.

Reakcja na tę wypowiedź naszego MSZ ? Zero.

A więc wróżę z fusów, że wygra Romney. (Szanse Gingricha są minimalne).

Obaj jednak nie są politykami formatu wymienionych na początku. Nawet trudno ich porównywać z nimi. A więc mimo, że w Stanach żyje obecnie 100 razy więcej ludzi, niż drzewiej, nie przekłada się to na możliwości wyboru prawdziwych Mężów Stanu, Liderów, gotowych sprostać obecnym wyzwaniom stojącym przed tym wielkim wciąż krajem.

Dlatego, również wróżąc z fusów, uważam, że Obama nie ma z kim obecnie przegrać.

Chociaż i tu 8 długich miesięcy przedwyborczych może zmienić wszystko. Dlaczego ?

Wojna z Iranem, dzisiaj mało prawdopodobna – Iran potrzebuje kasy za ropę, świat potrzebuje ropy – może w wyniku nieprzewidzianych okoliczności mieć jednak miejsce.

Gdyby tak się stało, kryzys finansowy w USA jest murowany. Iran to nie Irak w którym Stany utopiły 120 bilionów dolarów w 8 lat. Skutki ataku na ten islamski kraj na pewno dla nikogo, włącznie z mędrcami z Pentagonu, nie są przewidywalne. A świeża nauka z „błyskawicznej” wyprawy irackiej jest taka, że to co w Waszyngtonie wydaje się proste, proste na pewno nie jest.

Bezrobocie w USA może w najbliższych miesiącach wzrosnąć, co na pewno osłabiłoby pozycję Obamy. Obecna sytuacja gospodarcza jest, najoględniej mówiąc, labilna.

Ilość przejęć nie spłacanych domów przez banki, jeżeli wzrośnie, uderzy jeszcze mocniej w klasę średnią, czyli w podstawowego wyborcę obecnego Prezydenta.

Gdyby te trzy negatywne czynniki się zbiegły, American people obciążą tym Obamę i wybiorą Republikanina.

Dlatego życzmy dobrze Obamie. Jest obyty ze światem zewnętrznym, poglądy ma umiarkowane i stanowi pozytywny kontrast w stosunku do koszmarnego poprzednika w Białym Domu oraz krzykliwych miernot republikańskich.

Chociaż jak na 311 milionów obywateli tego mocarstwa, w porównaniu z 3 milionami w 1790 roku, można by się spodziewać wielkiego lidera na miarę naszych wymagających i trudnych czasów. Ale z drugiej strony, czy kiedykolwiek ilość przechodziła w jakość ?