środa, 6 lipca 2016

Intryganci i tchórze



Tchórze i intryganci. Szkodnicy w mega skali.
Jeden Polak i jeden Anglik. Sorry, już dwóch Anglików.
Jeden aktualny Prezes u nas w Polsce i jeden nieaktualny już burmistrz dużego „wojewódzkiego” miasta w Zjednoczonym Królestwie. Plus jeden, już na dzisiaj były, przywódca Partii Niepodległości tegoż Królestwa.

Zjednoczonego raczej już tylko z nazwy, bo faktycznie podzielonego tak ostro, jak nasza skołatana politycznie i ideowo Ojczyzna.

Czyli mamy trzech facetów, którzy poświęcili kawał swojego życia prywatnego i zawodowego na skonfliktowanie swoich rodaków, jak rzadko w historii ich ojczyzn.
Bardzo podobnie, chociaż każdy oczywiście nie identycznie, wytworzył całą sieć intryg, pomówień, kłamstw, półprawd i wielki szum medialny, aby tak zamieszać cynicznie ludziom w głowach, żeby zagłosowali przeciw rozumowi i kalkulacjom ekonomicznym.

Jedynie po to, by zapanować nad ich umysłami i tak naprawdę zgwałcić ich wyobraźnię.

To, co zrobili, nazywa się po prostu: ego trip, czyli działanie wyłącznie na własną chwałę, z pominięciem interesu społecznego.

Wszyscy trzej, niestety, obdarzeni zostali przez naturę dodatkowo, charyzmą, co prawie zawsze ma zgubny wpływ na tzw. szarego obywatela.
Pojedynczy szary obywatel generalnie nie interesuje się polityką, często jej w ogóle nie rozumie, nie zgłębia zawiłości rachunku ekonomicznego, szczególnie w skali makro, gdyż sam, na co dzień, żyje zawsze w skali mikro.
Jeżeli odpowiednio spreparować mu mózg przy pomocy przekonującej propagandy, sprytnie podsuniętej mu pod nos, to uwierzy prawie we wszystko, nawet w totalne bzdury, ale podane prosto i zwięźle.

Przykłady na ludzkie możliwości uwierzenia we wszystko: jeżeli będąc chrześcijańskimi Europejczykami i żyjąc w XXI wieku, jesteśmy w stanie bezrefleksyjnie uwierzyć, że Matka Boska urodziła syna i pozostała dziewicą, lub że Bóg stworzył nas na obraz i podobieństwo swoje (również Prezesa !), albo, że doskonały Bóg stworzył ten świat, pełen wojen, zbrodni, klęsk żywiołowych, nędzy, tortur itp., to pozornie trudno uwierzyć, że jednocześnie jest miłosierny i bardzo nas kocha. Może tym razem Mu po prostu nie wyszło ? Nie ważne, ludzie wierzą i tak w Jego dobroć i doskonałość. Taka natura człowieka-Europejczyka XXI wieku...

Nic więc dziwnego, że charyzmatyczny nasz przywódca, czy Boris Johnson, lub Nigel Farage zrobi z szarym obywatelem co zechce w ziemskich sprawach. Sprzeda mu każdą „ciemnotę”, byle opakowaną w kuszące obietnice dumnego powstania z kolan, lub wyzwolenia z niewoli Unijnej.

Po jakimś czasie od ogłoszenia wyników wyborów, przychodzi wielkie otrzeźwienie, ale, jak to mówią, jest to już „musztarda po obiedzie”.

Czas na refleksję dla Polaków dopiero nastąpi, gdy szary obywatel poczuje na własnym karku, jak koszmarny produkt kupił w wyniku wyborów do Sejmu, w pakiecie pod nazwą „Dobra zmiana”.

Brytyjczycy „skumali” za czym zagłosowali w referendum dużo szybciej. Niedawna wielka demonstracja za pozostaniem w Unii to pokazała, ale niestety, niestety, kwalifikuje się to już do określenia: musztarda... itd.

Ta londyńska demonstracja przypominała mi marsze KODu. Działania spóźnione i bezzębne, chociaż potrzebne, bo podtrzymujące na duchu.

I tu jest czas na uzasadnienie tytułu niniejszego wpisu.

Otóż wszyscy trzej wymienieni tu panowie – charyzmatyczni intryganci – są tak naprawdę pozbawieni jaj. To zwyczajni tchórze.
Każdemu z nich przyznałbym tytuł na który zasłużyli sobie swoją ciężką pracą: The Great Gutless Vermin of the Year.

Prezes – najważniejszy człowiek w partii i w Polsce – schował się za plecami swoich kukiełek i jako zwykły poseł, nie bierze za to co robi jego rząd i Prezydent, żadnej odpowiedzialności. Siedząc w Sejmie jako reżyser, ściska swoje małe piąstki i obserwuje triumfalnie spektakl, w którym jego aktorzy prześcigają się w wylewaniu pomyj na opozycję, pokazuje swoje zaniedbane uzębienie, uśmiechając się z zadowoleniem, gdy kolejny partyjny wazeliniarz „odważnie” serwuje kłamstwa i półprawdy, atakując poprzedni rząd fałszywymi danymi liczbowymi, popartymi dużą ilością agresywnych histerycznych decybeli.
W następstwie tych „debat sejmowych”, Prezes szczodrze rozdaje stanowiska i buduje kariery ludziom najbardziej mu oddanym.

Ciekawe, że nie tak dawno temu, w ramach swojej szkodliwej dla Polski działalności, „trafnie” postawił na od zawsze eurosceptycznych Brytyjczyków, jako głównych naszych sojuszników w Unii. Jednocześnie wypowiadając się zdecydowanie za naszym w niej pozostaniem. Jak mawiał Wałęsa: Jestem za, a nawet przeciw.

Brytyjczycy w swoim referendum, podobnie jak Polacy w swoich wyborach, zagłosowali przeciw interesom swojego kraju. Farage i Johnson przerażeni swoim zwycięstwem, podwinęli ogony i uciekli przed odpowiedzialnością za skutki swoich „sukcesów”.
Jak tchórzliwi gówniarze, którzy po beztroskim zepsuciu swojej najdroższej zabawki, uciekają w popłochu przed rodzicami, którzy im ją podarowali.

W Polsce zabawką Prezesa jest nasza Ojczyzna, którą sfrustrowany stary człowiek psuje przy pomocy swoich kukiełek codziennie. Sam stoi z boku i zdeterminowany ją zepsuć do końca, ucieknie, kiedy zabawka nie będzie się już nadawała do użytku.


#tchorze

#politycyprawicy




czwartek, 9 czerwca 2016

4 czerwca 1989 - dzień hańby i zdrady narodowej



Oczywiście według Prezesa i jego (sory za ten lenguidż) follołersów, którzy go lajkują...
Ci „prawdziwi patrioci” - pesymiści, uważają, że 4 czerwca 1989 roku, komuna w Polsce nie upadła, ale rozkwitła. Czyli, że szklanka była przede wszystkim do połowy pusta, a jedynie i zaledwie w połowie pełna.

Nie wiem, czy oni rżną głupa oficjalnie, chociaż „prywatnie” rozumieją, że tym samym odwracają kota dupą. Czy też zdają sobie dobrze sprawę, że wtedy, 4 czerwca, do czerwonych brutalnie dotarło, że czasy trzymania narodu za mordę faktycznie odeszły do sfery wspomnień, ale Prezes (zawsze dziewica) głosi co innego, więc sprzeciwić się Jemu nie wolno.

A przecież nie to jest najważniejsze, że Sejm nie stał się w 100% „Solidarnościowy” i że w dalszych latach część komuchów uwłaszczyła się na majątku narodowym, wypracowanym przez Polaków przez dziesięciolecia.
To był jedynie koszt całej bezkrwawej operacji, w wyniku której po raz pierwszy od 1945 roku Polska stała się w pełni suwerennym państwem. Jeszcze z Jaruzelskim i kilkoma innymi czerwonymi prominentami, dla zachowania pozorów i twarzy, ale Naród już wtedy wiedział, że komuna ma przetrącony kręgosłup i rozpoczęła się nowa epoka, nowy ustrój, wchodzą nowi ludzie, cenzura won, paszport w szufladzie w domu i można bezkarnie głosić w mediach co się chce. Bezkarnie !

I że można się zacząć domagać wycofania z Polski „bratniej”, a faktycznie okupacyjnej Armii Radzieckiej. To właśnie likwidacja wymuszanego przez 45 lat serwilizmu w stosunku do Wielkiego Brata – była gigantycznym dla nas osiągnięciem, którego nie sposób przecenić. I największym i bezprecedensowym w naszych powojennych dziejach.
A ponadto Polska stała się zwycięskim pionierem wśród „Krajów Demokracji Ludowej” - (co za ohydna hipokrytyczna nazwa używana przez dziesięciolecia zniewolenia).
Inne państwa satelickie poszły stopniowo, nie zawsze bezkrwawo, naszym śladem.

Nawet Niemcy w swoich filmach dokumentalnych ze zburzenia muru berlińskiego, wymieniają polskie Wybory jako początek upadku Komuny w Europie...

Czy to za mało żeby dzisiaj wszyscy Polacy radośnie świętowali tę rocznicę wielkiego pokojowego zwycięstwa woli Polaków nad komunistycznym aparatem przemocy i Sowietami ?

Czy raczej należy kontynuować w celach stricte politycznych, obchodzenie w atmosferze smutku, histerycznej nienawiści, agresji i betonowania polskich podziałów, kolejną miesięcznicę tragicznego wypadku lotniczego ?

Prezesowi i malkontentom z PiSu, którzy uważają, że 4 czerwca 1989 roku jest datą hańby i zdrady narodowej, gdyż nowa Polska w wyniku tamtych wyborów nie pozbyła się z życia politycznego i gospodarczego wszystkich czerwonych, a co bardziej znanych nie skazała na długoletnie pobyty w zakładach karnych, dedykuję, gwoli refleksji, tę oto historyjkę:

Mała Zosia biegała po cienkim lodzie, lód się załamał, wpadła do wody i zaczęła tonąć. Na ratunek pospieszył pewien chłopak i narażając swoje życie, wyciągnął w końcu Zosię żywą na brzeg.
Oczekiwał przynajmniej słowa: Dziękuję, od jej ojca.
A ten patrząc ze złością na chłopaka wrzasnął tylko: Dobra, dobra, ale gdzie jej berecik, do cholery ?



niedziela, 17 kwietnia 2016

Dlaczego akurat Polskę musiało pokarać Polakami ?



Pytanie takie przychodzi mi do głowy, gdy przysłuchuję się powodzi dialogów, debat, dyskusji, dyskursów, paneli, wywiadów, wypowiedzi oficjalnych i nieoficjalnych, spotkań jeden na jeden, dwa na dwa itd.

Sprawa TK obracana jest w mediach, jak prosię na rożnie, od grudnia, bez przerwy i litości dla telewidzów i słuchaczy.

Obie strony konfliktu okopane są na swoich pozycjach tak mocno, że mowa o ewentualnym kompromisie zakrawa na kpinę. Ile czasu można sycić Polaków tymi samymi cytatami z Konstytucji, które każda strona interpretuje na swój odrębny sposób ?

Obie strony werbalnie walczą jedynie o państwo prawa i stąd taka nieprzejednana ich postawa: PiS chce nam zrobić dobrze, ale opozycja rzuca im kłody pod nogi.

I z tej postawy rodaków na dzień dzisiejszy, wziął się tytuł niniejszego wpisu.

Jako człowiekowi zdecydowanie dorosłemu, wciąż na myśl przychodzą mi czasy komuny. Polacy uważali wtedy, że cała bieda życia wzięła się z naszego pechowego położenia geograficznego: albo niszczą nas fizycznie Niemcy, albo zniewalają nas „Ruscy”.
I że nie ma wyjścia, trzeba się do tego przyzwyczaić i jakoś ułożyć na co dzień z czerwonymi, albo próbować „uciec” na Zachód. Innego wyjścia nie ma.

Aż wreszcie, jak grom z jasnego nieba przyszedł rok 1980, a potem 1989 i nastała euforia. Chociaż nie od razu. Nawet po prawie wolnych wyborach, wielu Polaków obawiało się, że komuna nie odpuści tak łatwo, że władając wciąż strukturami siłowymi, zmiecie nową i niedoświadczoną w rządzeniu władzę. Nie nastąpiło to, krew polska nie została przelana i staliśmy się wolnym, chociaż biednym krajem.

Potem gospodarczo „daliśmy czadu”, weszliśmy do UE i świat zobaczył w Polsce to, czego od wieków nie widział: nowoczesne państwo.
We w miarę spokojnej atmosferze, Polska naprawdę rosła w siłę i zdobyła prestiż międzynarodowy. Prasa światowa publikowała reportaże wychwalające nasz kraj prący dynamicznie do przodu, mimo światowego kryzysu, podziwiając moich rodaków za ich przedsiębiorczość i pomysłowość. Aż się chciało to czytać.

Rządząca nami przez 8 lat liberalna partia, prawdopodobnie tak bardzo wzięła powyższe pozytywne opinie do siebie, że postanowiła nie zwracać uwagi na wschodnią, bardziej konserwatywną część kraju, gdzie bieda była tym bardziej odczuwalna, im bardziej rosła zamożność wielkomiejskich elit.
Biednych ludzi nie obchodzi in vitro, ustawa antyprzemocowa, czy potrzeba przestrzegania trójpodziału władzy. Dla polskiego społeczeństwa, tego mniej wykształconego i mniej zamożnego, na pierwszym planie jest byt materialny. 

I tak jak w każdym okresie przedrewolucyjnym, tamta nonszalancka władza nie zauważyła, że zbliża się „koniec balu, panno Lalu”.

Rewolucje natomiast, mają to do siebie, że są zawsze radykalne i zdmuchują zastany porządek. Dlatego nie można się dziwić, że PiS prze do przodu jak burza, łamie prawo na prawo i lewo i nie liczy się z powszechnie uznanymi autorytetami i gremiami. Krajowymi i zagranicznymi.
W powodzi bezczelnych ustaw, które ta partia uchwala w swoim Sejmie, brakuje mi jeszcze ustawy unieważniającej niedawną rezolucję Parlamentu Europejskiego – a co, jak się bawić, to się bawić.

Liczni rodacy, jak widać po sondażach, trwają póki co w postawach wyczekujących: „może coś pozytywnego z tego wyjdzie, trzeba dać im więcej czasu na realizacje kolejnych etapów „dobrej zmiany”. Widać, że na dzisiaj, za pincet "suweren" zagłosowałby nawet na Kim Dzong Una ...
Ludzie dostali po 500 i nasłuchali się obietnic, jak to już niedługo będzie świetnie: kopalnie fedrujące na full, nowe stocznie, uregulowane rzeki, odbudowany przemysł, nareszcie udowodniony, przy pomocy urojonych "dowodów", zamach rzekomego zbrodniczego duetu Tusk/Putin na Lecha Kaczyńskiego, darmowe mieszkania, franki szwajcarskie po 3 złote najwyżej, super emerytury już od sześćdziesiątki, Niemcy i Rosja na kolanach, Unia sypie kasą (ale do niczego się nam nie wtrąca), uchodźcy precz, śmieciówek koniec, porządek wszędzie i nareszcie sprawiedliwość dla szarego człowieka. I na razie wierzą, ale za jakieś najwyżej dwa lata przejrzą na oczy i zobaczą, że to była tylko propaganda wyborcza. Wtedy pogadamy...

A chwilowo padnie jeszcze kilka klaczy w stadninach, setka następnych dziennikarzy w mediach publicznych straci robotę, druga setka prokuratorów pójdzie na zsyłkę na prowincję, lub do prokuratur rejonowych, przerażeni wizją utraty pracy sędziowie z czasem „ułożą się” z nową władzą, kolejne setki przydupasów PiS obejmą funkcje, do których nie mają żadnych kwalifikacji zawodowych, wytnie się trochę Puszczy Białowieskiej na deski, opadnie z czasem międzynarodowy kurz po raporcie Komisji Weneckiej i „haniebnej” rezolucji Parlamentu Europejskiego i ludzie wrócą zapewne do trybu business as usual.

Wtedy rozzuchwalona bezkarnością nowa PiSowska władza zacznie popełniać coraz więcej kardynalnych błędów w rządzeniu, wyjdą na jaw rodzące się już teraz machloje i przekręty partyjnych kolesiów-dyletantów-cwaniaków, a gdy tylko zabraknie kasy na realizowanie kolejnych „dobrych zmian”, odejdzie ten sojusz kato-narodowy na następne wiele lat do lamusa.
Nihil novi sub sole.

Pytanie jest tylko takie: czy do czasu upadku PiSu skonsoliduje się mocna i poprawnie zorganizowana opozycja ?
Złożona z nieco mniej „polskich” Polaków, czyli mniej krzykliwie narodowo-tradycyjnych, bardziej świeckich, bardziej tolerancyjnych, bardziej pro-europejskich. I z dużo większą empatią, niż poprzednicy.

I czy polski Kościół z Ojcem Dyrektorem na czele, ta odwieczna twierdza egoizmu, chciwości i wstecznictwa, zaprzestanie wreszcie wtrącania się do bieżącej polityki m.in. poprzez instruowanie wiernych, jak mają głosować w wyborach, żeby w ich wyniku pomnażać swoje włości i wpływy, czy jak dalece powinniśmy stosować się do głosu płynącego dziś z Watykanu. Póki co, jestem pewien, że gdyby to polscy hierarchowie dokonywali wyboru głowy Kościoła, papież Franciszek nie miałby u nich najmniejszych szans.
Początkowa akceptacja arcybiskupa Paetza jako koncelebranta mszy z okazji 1050 rocznicy chrztu Polski, pokazuje symbolicznie, na jakim etapie moralno-etycznym Kościół polski się obecnie znajduje.
I czy w związku z tym, Kościół ten przejdzie wreszcie na pozycję marginesu życia, nowoczesnego 40 milionowego europejskiego państwa wieku XXI ?

Tak jak ma to miejsce na przykład w Niemczech, czy w Skandynawii.
U Niemców imponujący jest dla mnie również fakt prawie pełnego rozliczenia się z koszmarnej faszystowskiej przeszłości. To prawda, że zajęło im to prawie pół wieku, ale po drodze padła nawet reputacja Wehrmachtu, który przez lata symbolizował dla nich dzielnego niemieckiego żołnierza, nie „ubabranego” w zbrodnie, które do niedawna zwalano wyłącznie na SS i jego Einsatzgruppen. Ich kanały TV dokumentalnej wciąż wyświetlają filmy o ich klęskach i bezsensownym przedłużaniu przegranej od lutego 1943 roku wojny. O obozach koncentracyjnych, o zbrodniach Niemców na Niemcach, błędach strategicznych ich słynnych dowódców, eksterminacji Żydów itd. I o „honorze” (Meine Ehre heisst Treue), czy legendarnej dyscyplinie, która kosztowała ich kraj milion cywilów tylko w ostatnim roku trwania tej wojny.

Trzeba z tej okazji powiedzieć dzisiejszym Niemcom: - „Szacun”, panowie.

A u nas raptem dwa filmy „Pokłosie”, i „Ida” wywołują żywe protesty „prawdziwych Polaków”, którzy uważają je za „kalanie własnego gniazda”.
A tych rodaków, którzy są oburzeni na rewolucję PiSu, która kładzie podwaliny pod arogancką i anachroniczną dyktaturę, nazywają PiSowcy Targowicą i zdrajcami.

Są zasadnicze różnice również w debatach politycznych we współczesnych Niemczech i u nas. Ich debaty powinny być wzorem dla naszych polityków wszystkich opcji.
Porównajmy obrady naszego Sejmu i Bundestagu.

Nikt z czołowych niemieckich liderów politycznych nie wpadłby na pomysł nazywania konkurentów pogardliwie „gorszym sortem”, czy „elementami animalnymi”, nikt by tam nie nazwał ich, spadkobiercami Gestapo. Nikt by nie powiedział: „My jesteśmy tu gdzie wtedy, a oni tam, gdzie stało SA”.
I tak dalej, parafrazując złotoustego Prezesa.
Ten Prezes nie miał nigdy kobiety, nie miał dziecka, mieszkał do późna u mamusi, prowadzić auta nie umie, języków obcych nie zna, komputera nie obsłuży, konta założyć nie potrafi, słów hymnu nie pamięta, Boże... dla niego problemem jest zrobienie zakupów w sklepie, czy zadbanie o własne uzębienie. 
Taka właśnie osoba de facto rządzi dzisiaj Polską...

I zabiera głos w sprawie ewentualnej nowej ustawy o aborcji.

„Niech się pan opamięta, nie ma pan dzieci, nie ma pan żony. Co pan wie o życiu pszczół, jak pan w ulu nie mieszka – powiedziała była pierwsza dama, Danuta Wałęsa. - Ja nie rozumiem, chce pan mieć władzę absolutną w każdej dziedzinie, a to jest nienormalne” - dodała.

Nasza klasa polityczna jest bez klasy. Wspólny mianownik naszych debat, to degradacja adwersarzy, nienawiść i pogarda dla inaczej myślących . Sesje sejmowe przeważnie charakteryzują się agresją i chaosem, gdzie argumenty giną w powodzi histerycznej demagogii.

Taka nasza tradycja narodowa. Już w XVIII wieku w Skandynawii nazywano to Polsk Riksdag, co potocznie oznaczało chaotyczną i bezproduktywną dyskusję. A że jesteśmy wierni tradycji naszych Ojców i Dziadów – (Polacy lubią werbalny patos) - to kultywujemy ją pieczołowicie, jak skarb narodowy.


poniedziałek, 21 marca 2016

"Wpuść chama do biura


to atrament wypije”. Zgodnie z tym polskim powiedzeniem, BOR, ze swym działem transportu, nie był w stanie ogarnąć eksploatacji tak wysoce skomplikowanego dla nich samochodu, jak prezydenckie pancerne BMW. I nie chodzi tutaj o silnik, zawieszenie, czy skomplikowane elektroniczne systemy bezpieczeństwa, ale jedynie o kontrolę i montaż opon odpowiednich do tego samochodu.

Na zasadzie popularnego za Gierka hasła: „Polak potrafi”, zamontowano do blisko 3-tonowej prezydenckiej bryki, starego wyeksploatowanego kapcia ze śmietnika działu transportu. Chyba uważając, że to w końcu droga opona „run-flat” znanej zagranicznej marki Michelin, dziury nie widać, więc na pewno wystarczy na kolejne marne paręset kilometrów po asfalcie i kamieniach.
Że już nieco sfatygowana ?
„A ch.j” - powiedział zapewne jakiś BORowski pan Zenek. „Montuj Stasiek i nie pier...! Przecież widzisz, że lepszej nie mamy, bo nas nie stać. Nie jesteśmy Beckhamy i gówno mamy”.

Nie było mnie przy tym, ale myślę, że podobna rozmowa musiała mieć miejsce przed wyjazdem Pana Prezydenta. Odzwierciedlałaby ona staranność i zaawansowanie techniczno-intelektualne ludzi odpowiedzialnych za transport VIPów w BORze.

Incydent ten pokazuje dobitnie, że nie wystarczy kupić porządny samochód Prezydentowi. Trzeba jeszcze zwracać uwagę na to, na co zwykle zwraca uwagę przeciętny posiadacz czterokołowego pojazdu samochodowego: opony powinny być właściwie dobrane i używane zgodnie z normami eksploatacyjnymi.

Gdyby, Boże uchowaj, Prezydent poniósł śmierć w wypadku na autostradzie, min. Macierewicz nie wyrobiłby się z organizowaniem kolejnej podkomisji do spraw wyjaśnienia spisku, wiadomo jakich sił...
I znowu PO miałaby kolejną krew na rękach. A i na Wawelu byłoby już trochę ciasno.
Tylko przed Pałacem Prezydenckim postawiono by od razu obok siebie dwa pomniki.
Wszystko przez paru durniów, dziadostwo, niechlujstwo mentalne i bajzel organizacyjny w kolejnej instytucji państwowej objętej „dobrą zmianą”.

Niestety, durnie, dziadostwo i bajzel, to tradycyjny obraz naszego przaśnego katolickiego państwa. Partie polityczne nie mają z tym wiele wspólnego. Bo wszystkie składają się przecież z rodaków, chociaż różnych sortów.
Komputery, shopping malls, komórki, tablety, autostrady, drogie bryki i tym podobne atrybuty nowoczesności, to tylko powierzchniowo Zachód. A pod spodem wciąż hula polska dusza; zakompleksiona, więc agresywna, dumna, „honorowa”, buńczuczna, zadziorna i bardzo religijna.

Czy może więc dziwić, że tak prymitywny i niechlujny rodzaj myślenia i zachowania przyczynił się, tak naprawdę, do spowodowania przez rodaków szeregu tragicznych w skutkach wypadków lotniczych ostatnich lat, z najtragiczniejszą katastrofą - prezydenckiego Tupolewa ?

Polak potrafi”.

Za Gierka, samokrytyczni rodacy dodawali jeszcze złośliwie: „aż go szlag trafi”.


piątek, 11 marca 2016

Apres moi le deluge...


jak powiedziała Markiza de Pompadour, kochanka Ludwika XV.
Czyli, w bardzo dowolnym tłumaczeniu: „Guzik mnie obchodzi, co będzie po moim panowaniu”.
Tak chyba mawia Prezes (po polsku, bo nie zna języków zagranicznych), podejmując kolejne decyzje, realizowane za pośrednictwem swoich marionetek rządowych.
Decyzje, które w nieco ponad 3 miesiące zrobiły z Polski dziwny, nieobliczalny kraj, a z Polaków dziwnych masochistów, którzy zamiast kontynuować swój niezły jak na obecną Europę rozwój gospodarczy i stabilność wewnętrzną, zdecydowali biczować się, wybierając na swoich egzekutorów dziwnych ludzi z PiS, z głównym i najdziwniejszym ideologiem z Żoliborza.

Ideolog ten założył sobie, że cierpliwie czekając przez lata, osiągnie wreszcie swój życiowy cel: władzę (niemal) absolutną. Koszty ponoszone przez nasz skołatany przez historię naród, nie są dla niego ważne.
Utrata wiarygodności i prestiżu międzynarodowego, skuteczne podzielenie społeczeństwa na dwa bardzo wrogie obozy, wrzenie wewnątrz kraju, osłabienie pozycji przetargowej Polski vs. inne kraje, utrata pozytywnego wizerunku stabilnego i przewidywalnego państwa, obniżone ratingi gospodarcze – to wszystko dla szefa PiS nie ma znaczenia.

Po mnie choćby potop”.

Głębokie społeczne rozczarowanie rządami PO, mało ambitna wizja „ciepłej wody w kranie” przez kolejną kadencję, dało Jarosławowi K. większość parlamentarną, która stała się trampoliną dla niego i jego podwładnych, kolesiów i przydupasów. To właśnie otoczenie Jarosława K. stanowi obecnie betonowy mur obronny przed „zakusami” i „machinacjami” wrogiej opozycji. Broniąc wszystkich decyzji Prezesa, bronią swojej egzystencji i posad swoich i kolesiów. Zrzucili wszystkie swoje maski przedwyborcze – oni walczą teraz o swój byt i dobrobyt. Przynajmniej na 4 lata.

Jak za komuny, tak i teraz, powstała już rzesza fanatycznych „wyznawców” kultu Prezesa i jego zmarłego brata. Zjawisko znane starszemu pokoleniu Polaków jako „kult jednostki”.
Kto dołącza do tego wazeliniarskiego szeregu pochlebców, czuje przypływ mocy i pewności siebie, promieniującej od rządzącej klasy.

"Teraz mnie nie ruszą, bo za mną stoi partia".

To co razi nawet najmniej interesujących się polityką, czyli wymiany wszystkich dotychczasowych ludzi na swoich, przekroczyło wszelkie wyobrażenia.
Wymienia się wszystkich; od sprzątaczek i dyrektorów najlepszych stadnin koni, do urzędników państwowych, szefów spółek skarbu państwa i szefów telewizji. Wracają na czołowe stanowiska najgorsze kreatury z czasów 2005-2007.
Ich profil moralny, fachowość i kwalifikacje zawodowe ? Proszę nie zadawać głupich pytań.

Tak jak kiedyś nikt nie przewidział upadku komuny, tak i nikt przed wyborami nie wyobrażał sobie zakresu „dobrych zmian”. Społeczeństwo nie zdawało sobie sprawy, że wybierając ludzi Prezesa, wybierają grabarzy demokracji i cyniczny zamordyzm.
Naiwność Polaka-szaraka, ale i zawodowych krajowych komentatorów politycznych nie zna granic. Nawet po zmiażdżeniu TK, pogardliwych wypowiedziach czynowników reżymowych, na temat braku wiedzy senatorów amerykańskich, w tym McCaina, oraz raportu Komisji Weneckiej, słychać komentarze w rodzaju: Zobaczymy jak ostatecznie odniesie się do tego Premier, czy Prezydent. Może się Wysoka Osoba zreflektuje, zaznaczy swoją odrębność i wykaże chociaż cień niezależności.

Gaszących takie nadzieje nazywa się czasami panikarzami, nie wierzącymi, że Premier czy Prezydent może się tak daleko posunąć, aby popierać bezkrytycznie i całkowicie kolejne szaleńcze pomysły Prezesa.
Widzę jednak, z przykrością, że nad całą Polską ukazuje się już od pewnego czasu, Jego mała zaciśnięta drżąca pięść, ze środkowym palcem, skierowanym wyraźnie do góry...
Jak by chciał w ten subtelny sposób zasygnalizować coś Europie i Światu.

Dotychczasowe posunięcia prezesowych kukiełek przypominają jako żywo czasy komuny. Tak bardzo, że aż dziw bierze, że dzieje się to w 2016 roku. A nie w latach 60tych, czy 70tych.
Za tow. Gomułki stosunek do Niemiec był podobnie nieufny i krytyczny jak obecnie Prezesa. Tak jak Gomułka bratał się z przywódcami partii komunistycznych Zachodu, których celem był demontaż ich demokratycznych ojczyzn, tak PiS należy do grupy państw dążących de facto do demontażu Unii. Jednocześnie werbalnie popierając ją (!)
Pokaż mi swoich sojuszników, a powiem ci kim jesteś.

Zrozumiałe jest więc, że krytyka międzynarodowa polskiego rządu, wyrażana przez polityków i instytucje Unijne, Komisję Wenecką oraz przez polityków USA, powoduje jedynie pogardliwość i wściekłość Prezesa i jego ludzi. Kto śmie krytykować Jarosława, dąży skrycie do skolonizowania Polski.
Wszyscy ludzie w Polsce i za granicą, według niego, dzielą się na popierających go, czyli mądrych i przyjaznych Polsce patriotów-katolików, oraz szumowinę ludzką niższego sortu, czyli tych, którzy go krytykują.
Ci krytykujący to: ludzie zbłąkani, komuniści, złodzieje, sprzedawczycy, byli ubecy, esbecy, zomowcy, ukryta opcja niemiecka, międzynarodowa finansjera, Żydzi, ale i Rosjanie.

I tak jak za komuny, w przypadku demonstracji protestacyjnych, np. KODu, padają pytania: Komu to służy, kto za tym stoi i jakie ośrodki to finansują.
Odpowiedziami na te pytania zajmie się szczegółowo, szybko konsolidowany, potężny aparat inwigilacyjno-, śledczo-, dochodzeniowo-, prokuratorsko-sądowniczy z mega-ministrem Ziobrą na czele.

Czy jesteśmy już państwem policyjnym ?
Jeszcze nie, ale „technicznie” już takim się staniemy wkrótce.

I aktualne stało się dzisiaj – niestety - stare powiedzenie Wałęsy: „Nie o take Polske walczyłem”.


poniedziałek, 29 lutego 2016

Polskie Piekło, albo "The Kiszczak Secret Papers"




Sprawa agenta „Bolka” toczy się na naszych oczach coraz szybciej. Komentarzom i radom dla Wałęsy nie ma końca. Zajmują już tyle czasu antenowego i kolumn prasowych, co problem z uchodźcami w niemieckich mediach.
Z tym, że tam dotyczy aktualnych planów wyjścia z pata i paraliżu decyzyjnego, a u nas dociekania tzw. prawdy historycznej, mającej rzekomo wpływ na to, czy czcić Noblistę, czy też uznać go, częściowo przynajmniej, za sprzedawczyka i konfidenta.

Za tego ostatniego najchętniej uznaliby go prawicowi „patrioci” na czele z Prezesem, który ma do Wałęsy zadawnione urazy ambicjonalne, a jeżeli Prezes nienawidzi, to już tak żarliwie, jak żarliwie uwielbia Ojca Dyrektora, współtwórcę PiSowskiego sukcesu wyborczego.

I na tym tle wypływa z Prawicy szambo pomyj, mające „ubabrać” Lecha W., pseudonim „Bolek”, na zasadzie: Nie ma takiego człowieka, którego nie dałoby się „ubabrać”. Noblista, nie Noblista, pogromca Komuny, ikona niepodległości, czy znany na całym świecie symbol Polski walczącej i, co się tak rzadko zdarzało w naszej bolesnej historii, Polski zwycięskiej – nieważne, ważne, że można mu dokopać. W końcu niech nie myśli, że jest Kimś, że wyrósł ponad geniusz Prezesa, czy innej kanalii politycznej.
Włącznie z naszym Najwyższym:
Niezłomny z łona błogosławionego;
krew jego dawne bohatery,
a imię jego cztery litery.”

Trzeba naszego Noblistę koniecznie ściągnąć w dół, na samo dno polskiej kadzi z gotującą się smołą, niech będzie upokorzony, niech się pokaja, bo jak nie, to Polacy mu nie podziękują, że przyczynił się walnie do upadku Komuny i wyprowadzenia sowieckich wojsk z kraju.
To jest właśnie przykład Polskiego Piekła – radosnego niszczenia polskich ikon.

Jeżeli nawet okazałoby się, że najważniejsze dokumenty dotyczące Wałęsy, zawarte w „The Kiszczak Secret Papers” (to moja nazwa), to fałszywki, to i tak, mają nadzieję tryskający jadem nienawiści politycy Prawicy PiSowskiej, - smród pozostanie. W kraju i na świecie.
Przypominają oni swoimi wypowiedziami gówno, które przykleiło się do statku i krzyczy: Płyniemy !
W mentalności Polaków nic się nie zmieniło.

Kościół nasz natomiast w sprawie Lecha Wałęsy w ogóle się nie wypowiada. Może to i dobrze, bo przynajmniej uniknie palnięcia bzdur, tak jak przy innej okazji i na inny temat. Mianowicie metropolita łódzki abp Marek Jędraszewski podczas spotkania z wiernymi, zaprzeczał, jakoby Kościół przejawiał nietolerancję czy nienawiść do osób homoseksualnych. Podkreślił, że mogą one kochać, ale... nie osoby tej samej płci.
Kościół cały czas kocha. Tak, kochani, kościół kocha mamonę, kardynałowie księży, a księża ministrantów.

A tak w ogóle, to nasi Nobliści nie mają szczęścia do naszej Prawicy.
Ani Lechu, ani Szymborska, ani Miłosz.
Wyrośli ponad przeciętnego Polaka, więc należy im się modlitwa pobożnego narodu.
Taka jak w filmie: „Dzień Świra”:

Gdy wieczorne zgasną zorze,
zanim głowę do snu złożę,
modlitwę moją zanoszę,
Bogu Ojcu i Synowi.
Dopie...lcie sąsiadowi!
Dla siebie o nic nie wnoszę,
tylko mu dosrajcie, proszę!
Kto ja jestem?
Polak mały! Mały, zawistny i podły!
Jaki znak mój? Krwawe gały!
Oto wznoszę swoje modły
do Boga, Maryi i Syna!
Zniszczcie tego sku...syna!
Mojego rodaka, sąsiada,
tego wroga, tego gada!
Żeby mu okradli garaż,
żeby go zdradzała stara,
żeby mu spalili sklep,
żeby dostał cegłą w łeb,
żeby mu się córka z czarnym
i w ogóle, żeby miał marnie!
Żeby miał AIDS-a i raka,
oto modlitwa Polaka!

Konkludując - Polaków można podzielić na dwie grupy:
1) tych, dla których Wałęsa jest bohaterem
2) i tych, którzy Wałęsę mogą pocałować w dupę




niedziela, 7 lutego 2016

Lider pilnie poszukiwany



Mijają kolejne miesiące, a w sprawie najważniejszej, czyli w sprawie uchodźców islamskich, nic zasadniczo się nie zmienia. Zmienia się wreszcie, co prawda, stosunek do nich w Skandynawii, zmienia się w Niemczech, Austrii, ale skutki tych zmian ograniczają się do coraz powszechniejszej zgody, iż tak dalej, jak dotychczas, nie może być.
Że trzeba będzie może odesłać kilkanaście tysięcy młodych spryciarzy islamskich z powrotem do ich domów, nawet fundując im loty charterowe. Jeżeli nawet to faktycznie nastąpi, upłynie sporo wody w unijnych rzekach. Rzeki uchodźców do Unii płyną szybko, w kierunku przeciwnym - prawie wcale.

Każdy dzień w którym kilka do kilkunastu tysięcy uchodźców ląduje w Grecji, czy we Włoszech lub Francji, w styczniu już w sumie 50.000 - a to przecież zima - politycy europejscy, a szczególnie Niemiec i Austrii spędzają czas na nie kończących się dyskusjach i sporach mających na celu ustalenie spójnej i skoordynowanej polityki i planu postępowania, w tej najważniejszej od powstania Unii sprawie. Działają doraźnie, strategii brak.

Uważam, że nie wolno już znęcać się nad panią Merkel, której tak trudno przyznać się do popełnienia kardynalnego megabłędu, który wstrząsnął tak skutecznie mieszkańcami targanych zbrojnymi konfliktami krajów, że uwierzyli bezgranicznie faktycznemu liderowi (liderce) Unii w jej hasło: „Wilkommen !” i rozpoczęli wielką inwazję na kompletnie nieprzygotowaną Europę.

Nie warto się nad nią znęcać szczególnie w Polsce, ponieważ w przypadku niewykluczonego z dzisiejszej perspektywy, rozpadu Unii, nasz kraj straciłby najbardziej.
Wystarczy zajrzeć do podręcznika historii, aby zdać sobie sprawę, że Polska od stuleci nie żyła w Europie tak stabilnej politycznie. I tak nie zagrożonej wielkimi wojnami i wrogimi a silnymi sąsiadami. Z pewnością unika to uwadze obecnego pokolenia, które miało styczność z kataklizmami wojennymi jedynie przez oglądanie filmów dokumentalnych i fabularnych.

Dlatego tak łatwo jest politykom PiSu szerzyć hasła o polityce „wstawania z kolan” i wzbudzać resentymenty odnośnie Niemców.
I tak jak historyczną głupotą była polityka „Wilkommen !” zachodniego sąsiada, tak głupotą jest próba obecnego mizdrzenia się PiSu do wschodniego Wielkiego Brata – może zwróci nam łaskawie wrak Tupolewa. A jeżeli nawet łaskawie zwróci, to co ? Co mamy na tym do zyskania ? Chyba tylko Prezes utwierdzi się w przekonaniu o swojej wielkości.

Przecież od wielu już lat to Niemcy są naszym bezspornym sojusznikiem i państwem, które w Europie jest najbardziej dynamiczną gospodarką, przyjmującą 28% naszego eksportu. Próba tworzenia nowego kształtu Unii przez ministra Waszczykowskiego, w oparciu o Grupę Wyszehradzką nie ma sensu. 
Jest to tylko realizacja chorej, bo niespójnej wizji Prezesa: postawimy się Niemcom, zapewniając jednocześnie o naszym jednoznacznym poparciu dla Unii, której przewodzą, równocześnie potwierdzając związek PiSu z ugrupowaniem unijnym mającym na celu zniszczenie Unii, wzmocnimy chybotliwy politycznie Trójkąt, zorientowany coraz mocniej na Wielkiego wschodniego Brata.
Jako zastępstwo za Niemcy, naszą nową kotwicą unijną ma być premier Cameron, który ma ewentualnie poprzeć ideę Prezesa utworzenia bazy NATO w Polsce.
Wlk. Brytania odbiera tylko 6% naszego eksportu i na dzisiaj jest najbardziej niepewnym członkiem Unii, ale dla PiSu jest od dzisiaj naszym głównym przyjacielem.

Chore wizje megalomańskiego Prezesa biorą się z tego, iż jest on wyjątkowym ksenofobem, nigdy nie był zagranicą, poza podróżami służbowymi, nie zna obcych języków, a przewodzi faktycznie sporemu europejskiemu państwu, w dobie potrzeby niezbędnych i intensywnych zagranicznych kontaktów osobistych i osobistego nawiązywania korzystnych dla Polski sojuszów.
Cechuje Prezesa wielka nieufność do libertyńskiego Zachodu i kompleksy każące mu stale „stawiać się” Niemcom na starej zasadzie: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”. Stąd biorą się m.in. bezsensowne, a buńczuczne wypowiedzi jego „kukiełki”, ministra Ziobro i innych "kukiełek", sojuszników PiS.

Uważam, że właśnie teraz Polska powinna jednoznacznie wspierać Niemcy, chociaż to pani Kanclerz świadomie (a może przez brak wyobraźni) spowodowała obecny kryzys.
Wszelkie dąsy i próby przeorientowania polityki zagranicznej na Grupę Wyszehradzką są dla Polski szkodliwe. Werbalne demonstracje PiSu, polegające na wzmożonej krytyce uchodźczej polityki Niemiec, jako wyraz naszej podmiotowości w Europie, akurat teraz, są dla Polski szkodliwe. A zbawienne dla wschodniego Wielkiego Brata, który zapewne codziennie modli się żarliwie o rozpad Unii, zanim zapadnie w sen.
Modli się też zapewne o zdrowie Prezesa, swojego faktycznego sojusznika w tym dziele destrukcji.
Obecne Niemcy maja jako Kanclerza panią Merkel, po części Polkę. Wraz z Prezydentem Gauckiem pochodzą z NRD, znają komunę tak jak my. Nigdy dotychczas nie mięliśmy takich przyjaznych i rozumiejących nas partnerów po drugiej stronie Odry. Wykorzystajmy to.

Jak mamy wesprzeć Unię ?

Jeżeli tak bardzo nie chcemy widzieć w Polsce muzułmanów, to powinniśmy przeznaczyć w kolejnych latach poważniejsze niż obecne 3 mln Euro (mniej niż Węgry i Czechy), sumy, na wsparcie syryjskich uchodźców w Turcji w jej heroicznym wysiłku utrzymania 2,5 mln uchodźców na swoim terenie. To posunięcie doraźne.

Na dłuższą metę należy pilnie porozumieć się, co do ustanowienia nowych procedur prawnych, umożliwiających szybkie przymusowe odsyłanie uchodźców do kraju ich pochodzenia, a nie pierwszego kraju do którego przybyli.
Pogrążona w kryzysie gospodarczym Grecja, nie wytrzyma obecnej i przyszłej fali docierającej do jej wysepek. Trzeba rozważyć zaangażowanie odpowiedniej flotylli statków do tego celu. Również samolotów.

Unia musi w ten sposób pokazać przyszłym uchodźcom, że nie mają na co liczyć lądując na europejskich wybrzeżach.
Obecna sytuacja jest par excellence wyjątkowa w dziejach Europy i wymaga wyjątkowych posunięć. Inaczej padnie nie tylko Unia, ale i poszczególne gospodarki krajów „frontowych”.
Nie mówiąc o konfliktach etnicznych (miejscowi-uchodźcy, uchodźcy z Afganistanu-uchodźcy z Syrii, Afryki Płn. itd), rozwoju chorób i epidemii w obozach dla nowo-przybyłych.
Jak możliwa jest jakakolwiek integracja, gdy brakuje wciąż miejsc do spania, lekarzy, policjantów, ogrzewanych kontenerów itd. itp. ?
Ile czasu wytrzymają sami uchodźcy w prymitywnych miejscach noclegowych bez wystarczającej ilości węzłów sanitarnych i bez jakiejkolwiek prywatności ?
Ile czasu wytrzyma miejscowa ludność miast i miasteczek z wałęsającymi się po ulicach młodymi facetami poszukującymi aktywnie miejscowych dziewczyn do zaspokajania swoich zrozumiałych potrzeb ?
Jak długo niemiecka ludność będzie spokojnie tolerować stale powiększające się getta, aż Pegida i podobne ruchy zdestabilizują ich kraj i Europę ?

Na wygaszanie konfliktów zbrojnych w państwach Afryki i Bliskiego Wschodu nie ma po prostu czasu. Rosję należy powstrzymać przed nalotami na północną Syrię, dokonywanymi celowo po to, aby zwiększyć marsz uchodźców do Turcji i pogłębić europejski kryzys.

Jeżeli przyszli uchodźcy nie uświadomią sobie, że nie można liczyć na wygodne urządzenie sobie życia, pasożytując na europejskim dorobku wielu dziesięcioleci, to w przeciągu kilku lat odmienią oni oblicze Europy na zawsze. I zamiast „ubogacić”, zniszczą delikatną tkankę stabilności obecnej Europy.

Wiadomo, że stworzyć konsensus w ramach Unii jest niezwykle trudno, ale nie można dopuścić, aby okoliczności przerosły nasz europejski instynkt samozachowawczy i naszą wyobraźnię oraz szybkość reakcji.

Jak zawsze w ostrym kryzysie potrzebny jest silny i skuteczny lider-wizjoner.
Kto w Europie wejdzie w tę (epokową) rolę ??

Jarosław Polskęzbaw jest, póki co, zajęty...