czwartek, 24 września 2009

Szpiegostwo naszych czasów

Mniej więcej 20 lat temu zakończyła się tzw. zimna wojna, a wraz z nią wojna central wywiadowczych głównych adwersarzy: USA i ZSRR. To teoria. W praktyce szpiegostwo kwitnie nadal, w nowej aktualizowanej stale scenografii, ze zmodyfikowanymi celami.
Obszary dawniej zdominowane przez gospodarkę socjalistyczną przeszły na kapitalizm.
Pojawił się globalizm i bezlitosna międzynarodowa konkurencja. Przeżyje tylko najsilniejszy.
Badania i wynalazki kosztują krocie. Pokusa dla państw, aby pójść na skróty i zaoszczędzić na czasie i środkach jest nieodparta. Dlaczego więc nie „pozyskać” w każdy możliwy sposób gotowych rozwiązań od konkurencji ?


Najbardziej znane przypadki to: wiatrowe elektrownie niemieckiego Enerconu, który stracił rynek amerykański na 10 lat, gdyż firma amerykańska skopiowała niemieckie rozwiązania, lub przypadek niemieckiego Transrapidu – przełomowego superszybkiego (do 450km/godz.) pociągu poruszającego się na poduszce magnetycznej , wspólnego dzieła koncernów Thyssen Krupp oraz Siemens.
Na rozpoczęciu budowy linii kolejowej dla tego pociągu obecny był sam premier Chin Zhu Rongji oraz kanclerz Schroeder, ale to nie zapobiegło skopiowaniu planów dostarczonych wraz z pociągiem i rozpoczęcia produkcji jego chińskich, można to nazwać „pirackich” kopii. Chyba w myśl konfucjańskiej zasady: „kopiowanie to zaszczyt dla wynalazcy”.
Jeżeli jakaś firma spoza Chin chce uniknąć tego zaszczytu, sama wyłącza się na starcie z ogromnego rynku chińskiego. A politycy państw-eksporterów nie protestują, aby nie pogarszać stosunków bilateralnych. Chińczycy zaś uważają, że bez sensu jest tracić czas i pieniądze na badania, jeżeli można szybciej i taniej odrobić zaległości do liderów.

Inny teatr i podobna sztuka: Unia Europejska, Bruksela.
Tu zapadają kluczowe dla państw członkowskich decyzje gospodarcze. Teoretycznie wszyscy działają w celu osiągania wspólnych korzyści, ale tajne służby poszczególnych państw mają bardzo różne cele. Żeby było jasne: współpraca służb w zakresie zwalczania terroryzmu, międzynarodowej przestępczości czy rozprzestrzeniania technologii nuklearnej przebiega wzorowo. Ale w obszarze gospodarki jest to praktycznie niemożliwe, gdyż każde państwo reprezentuje własne, odrębne interesy. I tu znajduje się świetne pole do działalności szpiegowskiej.

Pamiętny jest skandal z 2002 roku, gdy w sali konferencyjnej Rady Europy odkryto zaawansowany system podsłuchowy. Obradowali tam m.in. szefowie 25 państw członkowskich.
Czy podobne systemy działają nadal ? Jeżeli tak, to wciąż oczekują na wykrycie.

W czasie zimnej wojny Stany Zjednoczone były postrzegane przez tzw. wolny świat jako 100% lojalny sojusznik, ale dzisiaj wiadomo, że szczególnie amerykańskie konserwatywne think tanks mają własne podejście do Europy i świata. Ich celem jest umocnienie światowej dominacji USA.
I to jak najszybciej, bo nie wiadomo, czy w przyszłości nieco inny globalny rozkład sił nie będzie wpływał na osłabienie roli jedynego dziś supermocarstwa.
Panuje opinia, że realizacji tego amerykańskiego celu służy w znacznej mierze system podsłuchu elektronicznego Echelon, stworzony w czasie zimnej wojny przez USA, Kanadę, Wielką Brytanię, Nową Zelandię i Australię. Głównym dysponentem systemu jest USA a Wielka Brytania odgrywa rolę młodszego partnera (lojalnego bardziej w stosunku do USA niż Unii). System ten składa się ze 120 stacji naziemnych i obiektów na orbitach okołoziemskich i jest największym dzisiaj systemem podsłuchu na świecie. To potęga.
Rozpoznaje głos. Przechwytuje rozmowy telefoniczne, e-maile oraz faksy kierując się uprzednio zaprogramowanymi słowami kluczowymi. Może to być cokolwiek: zamach, bomba, ale również nazwisko, nazwa firmy itd. Kontroluje 90% światowej łączności internetowej. Podczas każdej minuty przetwarza 3 miliony informacji, które sortuje i magazynuje, a gdy trzeba tłumaczy na angielski. Nadzór nad całym systemem sprawuje amerykańska NSA (National Security Agency). Przez lata Amerykanie negowali jej istnienie, stąd złośliwi nazywali ją „No Such Agency”. Powszechnie uważa się, że przy pomocy Echelona Amerykanie zbierają informacje gospodarcze. Dlaczego nie, jeżeli służy to ich interesom. Twardych dowodów brak, ale poszlak jest wiele.

Za przykład niech posłuży sprawa sprzedaży Airbusów do Arabii Saudyjskiej za 6 mld. dolarów. Francuzi mieli już wszystko dopięte, gdy nagle przeciekły informacje z telefonów i faksów o proponowanych łapówkach i biznes przejęły firmy zza oceanu: Boeing i McDonnell Douglas.

Amerykanie długo rżnęli głupa na temat Echelonu, zaprzeczając w ogóle jego istnieniu. Dopiero James Woolsey, dawny szef CIA wyznał w chwili szczerości, że Stany Zjednoczone rzeczywiście szpiegowały firmy europejskie, „ale tylko z tego powodu, że posługują się łapówkami aby zdobyć lukratywne kontrakty”.

Wydaje mi się jednak, że największą wadą Echelonu nie jest nawet to, że chroni biznes amerykański i brytyjski, ale że jest zarządzany przez centra szpiegowskie i wojskowe i nie podlega żadnej kontroli przez społeczeństwo, co powinno być nie do pomyślenia w demokratycznym państwie.
I tak, jak do niektórych państw używa się określenia „państwo sponsorujące terroryzm” tak Echelon to piractwo informacyjne sponsorowane przez państwo.

O ile Echelon jest genialny w dziedzinie zdobywania informacji, to jasne jest, że dopiero analiza ich i wyciąganie wniosków z niej jest właściwym wykorzystaniem całej tej inwestycji.
No i trzeba to robić szybko, bo informacja dezaktualizuje się szybciej niż nasze zdjęcia w dowodach osobistych.
Wchodzi tu zatem w grę czynnik ludzki, a człowiek niestety czasami zawodzi.
Tak było ze sprawą ataków terrorystycznych, znanych jako 9/11. Już na kilka miesięcy przed atakiem, Amerykanie byli w posiadaniu zapisów rozmów telefonicznych wszystkich 10 terrorystów. Zabrakło jednak tłumaczy z arabskiego... CIA, FBI, NSA i służby szpiegostwa wojskowego (w 80% kontrolowane przez Pentagon) zawiodły na całej linii. Będąc w posiadaniu wszystkich zarejestrowanych rozmów, nie zrobiono nic.
Również informacji uzyskanych przez agenta CIA z Niemiec na temat hamburskiej komórki terrorystycznej, w ogóle nie wzięto w Langley pod uwagę. Totalny blamaż.

Panika, która następnie ogarnęła władze USA, spowodowała podpisanie przez Busha tzw. Patriot Act w wyniku którego NSA może podłączać się w każdej chwili do każdej sieci telefonicznej i podsłuchiwać dowolnych abonentów. W sumie 200 mln ludzi. I przeglądać ich emaile.

Wyrazem innej rażącej kompromitacji amerykańskich central wywiadu było przemówienie sekretarza stanu Colina Powella w ONZ, podczas którego demonstrował światu przekazane mu przez służby szkice ciężarówek i wagonów które rzekomo służyły Saddamowi do szybkiej produkcji broni masowego rażenia. To i również zarzuty wspierania przez Saddama działań Al-Kaidy były według administracji amerykańskiej kluczowymi przyczynami agresji na niepodległe państwo – Irak.

Michael Scheuer, odpowiedzialny w tamtym czasie w CIA za zespół ludzi śledzących wątek współpracy Iraku z Al-Kaidą, zaprzecza jakoby kiedykolwiek w czasie 10 lat była wzmianka w jego raportach o takiej współpracy.
Jeżeli to prawda, to nasuwa się jedyny wniosek: agresja na Irak była od dawna w planach USA jako fragment strategicznego planu dominacji w tym bardzo ważnym regionie.
Aby ją rozpocząć trzeba było więc wymyślić powody. Ale wtedy przypomina się nam prowokacja gliwicka z 1939r. Nihil novi sub sole.

Co by nie powiedzieć, agresja ta zaowocowała niebywałym rozkwitem terroryzmu i samej Al-Kaidy: Madryt – 191 zabitych, Londyn – 56, a Osama urósł do rangi symbolu, tak jak kiedyś Che Guevara.
Dzisiejsze organizacje terrorystyczne są bardzo trudne do zwalczenia, bo prawie niemożliwe do spenetrowania. Często są to małe komórki, składające się z dobrze znających się nawzajem ludzi, oparte nierzadko o powiązania rodzinne. Nie można wobec nich stosować przekupstwa, bo członkowie działają dla idei i bogacenie się nie jest ich celem. Po co im pieniądze jeżeli śmierć jest dla nich radosną droga do raju ?
Pomyślmy: agent powinien mówić w języku grupy, ubierać się podobnie, prowadzić na co dzień podobny tryb życia, innymi słowy pasować do grupy.
To wszystko sprawia, że jest prawie niemożliwe przeniknięcie do niej i śledzenie jej poczynań.

W związku z tym, wykrycie zagrożeń jest często wyłącznie sprawą szczęśliwego trafu, lub błędu w konstrukcji ładunków wybuchowych.
Tak było w 2006 roku, gdy wykryto bomby w pociągach regionalnych w Niemczech. W ujęciu sprawców pomogły zapisy z kamer dworcowych.

To wszystko przyczynia się do coraz liczniejszych głosów polityków, głoszących potrzebę wzmocnienia obserwacji i nadzoru nad społeczeństwem. Lub mówiąc po ludzku, szpiegowania obywateli. Temu służy ułatwiony dostęp do danych osobowych i zbieranie wszelkich informacji – tak aby służby mogły tworzyć szczegółowe profile każdego z nas. Kłaniają się czasy teczek, UB i STASI...
Czasy może się kłaniają, ale metody pozyskiwania różnorodnych informacji o obywatelu są teraz supernowoczesne. Coraz liczniejsze kamery, powszechniejsze pozyskiwanie danych biometrycznych takich jak wzrost, waga, znaki szczególne twarzy, charakterystyka źrenic, odciski palców oraz głos umożliwiają szybką identyfikację osoby. Informacje te podlegają cyfryzacji i są magazynowane w ogromnych bankach danych. Informacji o obywatelu jest wszędzie mnóstwo. Wszelkie akcje promocyjne, sprzedaże, ankiety, wypowiedzi na forach internetowych, rodzaj prenumerowanych periodyków, newsletterów itd. umożliwiają tworzenie szczegółowego profilu klienta/obywatela.

Wszystko to daje służbom bezpieczeństwa możliwość kontroli i nadzoru nad jednostką. Potrzeba tylko odpowiedniego software'u do szybkiej analizy ogromnej ilości danych. I jak zwykle wyciągania wniosków, bo same dane to tylko połowa sukcesu.

I my wyciągnijmy na koniec wnioski. Jakkolwiek postęp techniczny plus wielkie nakłady finansowe spowodowały, że bogate państwa odrzucając wszelkie zasady etyczne szpiegują się nawzajem z niepohamowanej chciwości i pogoni za zyskiem „bez względu na względy”, to często z powodu ludzkiej opieszałości i niekompetencji umykają im istotne wątki, które gdyby podjęto w odpowiednim czasie, można by uratować wiele istnień ludzkich.

I jeszcze to: aby skutecznie zwalczać terroryzm nie wystarczają nowe technologie, satelity i superkomputery. Najważniejsze jest poznanie motywacji poszczególnych ludzi uwikłanych w terroryzm, u ich źródła. Wywiad zaczyna się od człowieka i na nim kończy.

poniedziałek, 21 września 2009

Przy okazji tarczy

Prezydent Obama nam się nie sprawdził.
Myślał przez wiele miesięcy i wreszcie zdecydował się zadzwonić do naszego premiera w porze nocnej akurat w 70 rocznicę agresji sowieckiej, aby zakomunikować mu, że sorry ale tarczy nie będzie.
Jak to mówią: adding insult to injury.
Timing tego telefonu wiele mówi o Obamie – niestety nic pozytywnego.
Kolejny nasz zawód co do prezydenta USA. Bush wciągnął nas podstępnie do Iraku i zanęcił tarczą, a Obama pokazał nam gest Kozakiewicza. Czyli nie tylko Żyd to odwieczny wróg Polaków, (to akurat każde dziecko wie), ale biały oraz czarny Amerykanin też nie spełniają naszych oczekiwań.

Jak pisałem w marcu, wiara w kolejne administracje USA, że nas cenią i kochają, okazała się ostatecznie nieco na wyrost. Warto w tym momencie zastanowić się, dlaczego tak jest że my zwykle spodziewamy się więcej, niż oni są skłonni nam dać.
Bo traktujemy jako fakt dokonany coś co jeszcze jest tylko obietnicą lub zamiarem drugiej strony.
Bo kierujemy się myśleniem życzeniowym. Uczepiliśmy się ich obietnicy, że dostaniemy tarczę i na tej podstawie poczuliśmy wiatr w żagle. Niektórzy nasi politycy wypowiadali bardzo krytyczne opinie co do tandemu Putin-Miedwiediew, a celował w tym nasz Prezydent. Zachowywał się jak uczeń w szkole, który prowokuje silniejszych od siebie powołując się na swojego ojca, który w odpowiedniej chwili przyjdzie i pokaże im...
Bo uwierzyliśmy, że Ameryka nas ceni tak mocno za bezgraniczną lojalność (damy z siebie wszystko, nie żądając niczego w zamian), że i wizy nam zniosą i tarczę zamontują, dając poza pełnym zabezpieczeniem przed Rosją (bo chyba nie Iranem), również pracę wielu rodakom wokół amerykańskiej bazy.

Jak gdyby zapomniano, że dla Amerykanów (i wszelkich innych nacji) najważniejszy jest ich własny interes i dynamicznie zmieniający się plan strategiczny. Polska czy inny kraj w tym przypadku to tylko ewentualny parking dla ich sprzętu wojskowego. A umowa nieratyfikowana to tylko przyrzeczenie, intencja.
Nasi jednak związali się z tarczą bardzo emocjonalnie. Czyli działali nieprofesjonalnie.
A od początku kadencji Obamy widać było, że tarcza stoi mu kością w gardle.
Nasi politycy chcieli jednak Obamę przymusić do realizacji tego kontrowersyjnego projektu. Że niby niehonorowo się wycofać z planów poprzedniej administracji.
Obama postawił od początku na przyjazne gesty w stosunku do Rosji i buńczuczne wypowiedzi naszych polityków krytykujących tandem Putin-Miedwiediew, czy tez braterskie gesty w kierunku awanturnika Saakaszwiliego („odwieczna” przyjaźń polsko-gruzińska) w ogóle nie wpasowywały się w politykę Obamy. Brak wyczucia, Panowie.

W następstwie decyzji Obamy wyszliśmy na mitomanów, frajerów i naiwnych Amerykanofilów.

Jedyny obecnie nasz sukces międzynarodowy, to medal siatkarzy.
Chociaż i tu nasz antytandem (to taki polski rower w którym kierownice są z tyłu i z przodu) POPiSał się konfliktem. Antytandem od zawsze daje całą naprzód w obie strony: wyrywanie sobie samolotu do Brukseli, publiczne obśmiewanie kolegi próbującego trudnej sztuki powitania Condoleezzy w jej ojczystym języku, czy bezsensowne nagłaśnianie konfliktu na temat Katynia (ludobójstwo to już, czy jeno zbrodnia wojenna), lub kłócenie się z powodu przekazania siatkarzom odznaczeń w pudełkach. I przy setce innych okazji. Nie zastanawiając się, że inni obserwują ten żałosny pojedynek małego złośliwego człowieka z sympatycznym chłopcem. Obaj próbują grać role mężów stanu, ale to dla nich za trudne zadania. Szkoda.