środa, 11 lutego 2015

Zmarnowany czas na pielgrzymki



Ostatnio nasilił się bardzo ruch pielgrzymkowy: Pani Merkel z panem Hollande do Moskwy, ale z dwoma stopoverami – w Warszawie (krótko) i w Kijowie (dłużej). W Moskwie czas na 5 godzinną modlitwę na Kremlu, noclegi i powroty do swoich ojczyzn.
Następnie pani Merkel do pana Obamy, potem do pana Harpera i z powrotem do swojej bazy w Berlinie.

Obecna wycieczka zbiorowa do Mińska ma stanowić ukoronowanie ostatniego sezonu pielgrzymkowego. Odbywa się w sytuacji, kiedy pan Putin nie ma żadnego interesu, żeby wygaszać swoją pełzającą inwazję. Odwrotnie – właśnie teraz zarządził ćwiczenia wojskowe z użyciem sił powietrznych przy granicy z Ukrainą. A na ziemi dudnią działa i latają rakiety.

Zdjęcia z nieprzytulnej, „katedralnej” sali konferencyjnej w Mińsku pokazują bezsensownych rozmiarów wielki stół, gdzie każdy siedzi w dużej odległości od drugiego. Pokazują też mowę ciała pana Putina, bardzo wyraźnie olewającego całe to przybyłe rozmodlone grono.

Inicjatorka spotkań, miła pani Merkel, postępuje jak kobieta, która wciąż wierzy, że pan P. się zmieni, chociaż nigdy w przeszłości nie dotrzymywał danego słowa, danego nawet na piśmie przy świadkach...
Zarzeka się pani Merkel, że w stosunku do pana P. nigdy nie użyje przemocy (czytaj: broni), co najwyżej środków taktownej perswazji. Śmiechu warte.

Takie postępowanie nie sprawdza się zarówno w życiu osobistym, jak i w stosunkach międzynarodowych. Kontynuowane zaś, zwiększa tylko frustrację i upokorzenie jednej strony, a pobłażliwe lekceważenie drugiej.

Tyle „wspaniałych” metafor.

Brutalna prawda jest taka, że Putin traktuje od dawna cały Zachód jak grupę podstarzałych i zamożnych impotentów, którzy dążą do zdyscyplinowania go, grożąc mu drżącym palcem wskazującym. Zastosowane sankcje oczywiście szkodzą, z jednej strony, gospodarczo Rosji, ale z drugiej jedynie wzmacniają w tym narodzie poczucie „oblężonej twierdzy”. Naród rosyjski poradzi sobie w dużo gorszej od obecnej, sytuacji. To, czym dla życia „człowieka zachodniego” jest survival trip, dla Rosjanina z interioru jest codziennością.

Powodem i praprzyczyną mnóstwa popełnianych przez Zachód błędów taktycznych, jest niezrozumienie od wielu lat intencji Putina, ale też i niezrozumienie „duszy” rosyjskiego narodu.
Niezrozumienie przez Zachód Rosji i Putina jest takie samo, jak niezrozumienie przez USA krajów arabskich i ich wewnętrznych odmienności, polegających na innych, nazwijmy to „subreligiach” w ramach Islamu, czy ich historii chociażby w ostatnich stu latach.

Zza biurek w Białym Domu, czy w Pentagonie podejmowane są decyzje, które z jednej strony mają potężne reperkusje na całym świecie i dla samych Stanów, a z drugiej pokazują jak bardzo intencje i spodziewania decydentów, rozmijają się z rzeczywistością. Wystarczy przypomnieć sobie proces propagandowego przygotowywania opinii publicznej świata, przez prezydenta George W. Busha i jego drużynę, do agresji na Irak.

Ile popełniono wtedy głupot, ile wyprodukowano prymitywnych fałszerstw, aby uzasadnić konieczność inwazji w 2003 roku. Spodziewano się przecież błyskawicznego triumfu, który zresztą sam radosny i pozbawiony wyobraźni prezydent ogłosił już w maju tegoż roku (Mission Accomplished !)... Powinien był raczej wykrzyknąć: Otworzyłem puszkę Pandory !

(Dysponował on informacjami m.in. z CIA , mającej wtedy roczny budżet w wysokości 45 mld $. Czy były to pieniądze dobrze wydane ?)

Powstanie i rozkwit ISIS mają przecież korzenie w tamtej inwazji.

Obecne postępowanie całego Zachodu w stosunku do Putina też opiera się na niezrozumieniu narodu rosyjskiego i jego charyzmatycznego przywódcy. Pielgrzymki Mamy Merkel po świecie w intencji nawrócenia Grzesznika, potęgują jedynie wrażenie słabości i strachu przed możliwością poważniejszego konfliktu.

Życiowa misja Putina to osiągnięcie przez Rosję uznawanego na całym świecie statusu wielkiego mocarstwa na równi ze Stanami. Mocarstwa, które samo potrafi ustanowić swoją strefę wpływów w Europie.

Ukraina właśnie leży w tej strefie.

Powszechnie u nas w Polsce, ale nie tylko tu, panuje Schadenfreude, że „Ruscy” dostają gospodarczo po dupie i że może ich to nauczy, aby licząc się z Zachodem, z czasem wycofać się z Donbasu, a może i z Krymu. Takie senne marzenia kastrata o orgazmie.

Rosyjski naród nigdy nie był rozpieszczany przez historię i swoich ponurych, a okrutnych, przywódców. Sankcje nie mają większego znaczenia dla przeciętnego obywatela. Pewne niewygody, czy drożyzna, zwiększają jedynie niechęć do Zachodu, ale nie spowodują żadnej rewolucji, czy marszy głodowych. Poziom życia Rosjan, w ich odczuciu, nigdy nie był tak wysoki i wciąż rośnie. Właśnie za Putina.

Demokracji w naszym rozumieniu nie potrzebują ! Ani wolnych mediów !

Potrzebują i zawsze potrzebowali silnego przywódcy, budzącego strach. Szczególnie za granicą. I takiego właśnie mają.

Rosjanie nie wyzbyli się schematów myślowych rodem z komunizmu. Jak za dawnych czasów piszą skargi do Putina o pomoc w dramatycznych dla siebie sytuacjach, powierzając swoje dramaty Wielkiemu Przywódcy, który od czasu do czasu, w obecności swoich mediów ustawia bezdusznych lokalnych oligarchów „do pionu”. Prezydent – przewodnik i opiekun narodu.

Rosjanom wraca poczucie dumy narodowej, które stracili po upadku Komuny i imperium.

Cieszą się ze zdobycia Krymu przez Putina, praktycznie bez ofiar w ludziach. Porównanie z Anschlussem Austrii jest tu całkowicie uprawnione. Sprawdzone wzorce nadają się do kopiowania.
Również logiczna koncepcja przebicia korytarza zaopatrzeniowego z Rosji na Krym. Dokona Putin tego tak szybko, jak to będzie możliwe. Po drodze jeszcze kilka „prawie ostatecznych” rozmów z Mamą Merkel, Steinmaierem, czy Hollandem, parę tygodni ostrzałów rakietowych i bombardowań z powietrza, parę tysięcy ofiar, i korytarz przebity.

Wtedy wprowadzone będą prawdopodobnie następne żałosne sankcje: kolejnych 100 ważnych osób z Rosji dostanie „szlaban” na wizy do EU i kilku prominentnych zachodnich polityków, łącznie z Obamą, wyrazi wielkie oburzenie i stanowczy protest. Obama prawdopodobnie powtórzy groźnie, że „all options are still on the table” i to by było na tyle.

Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć: Nikt na Zachodzie nie będzie umierał za Ukrainę, tak jak kiedyś nie chciano umierać za Gdańsk. Ukraina jest dzisiaj wyłącznie na łasce Putina. Tzw. opcja dyplomatyczna rozwiązania konfliktu, to mieszanie łatwowiernym ludziom w głowach.

Los Ukrainy został przesądzony w momencie ucieczki Janukowycza i ogłoszenia, że kraj ten dołączy do UE i NATO. I nie dziwmy się, że Putin zaryzykował i zareagował.

Kto by chciał mieć nieprzyjazne państwo i wrogi sojusz na swojej granicy ?

McCain (tym razem w Monachium) zdecydowanie poparł dozbrajanie Ukrainy w broń defensywną, nie dlatego, że Ukraina pokona wtedy rosyjskie wojska, ale aby utrudnić Putinowi dalszą agresję i zwiększyć koszty jego „wyprawy”. Ale McCain obecnie, niestety, nie decyduje.

Ronald Reagan, niestety, dawno nie żyje.

Na Zachodzie decydują aktualnie ludzie bojaźliwi i bez wyobraźni.
Nie rozumieją, że jeżeli partner nie honoruje podpisanych umów, należy zastosować wobec niego argumenty z sektora siłowego. Trzeba jedynie przeprowadzić wewnętrzną debatę, co do wyboru środków i warunków ich użycia. Czas od dawna nagli.

Pamiętajmy wciąż co powiedział Winston Churchill po podpisaniu Traktatu Monachijskiego przez Chamberlaina: "The gov­ern­ment had to choose between war and shame. They chose shame. They will get war too." ("Rząd musiał wybrać między wojną i hańbą. Wybrał hańbę. Wojnę też będzie miał").