niedziela, 17 kwietnia 2016

Dlaczego akurat Polskę musiało pokarać Polakami ?



Pytanie takie przychodzi mi do głowy, gdy przysłuchuję się powodzi dialogów, debat, dyskusji, dyskursów, paneli, wywiadów, wypowiedzi oficjalnych i nieoficjalnych, spotkań jeden na jeden, dwa na dwa itd.

Sprawa TK obracana jest w mediach, jak prosię na rożnie, od grudnia, bez przerwy i litości dla telewidzów i słuchaczy.

Obie strony konfliktu okopane są na swoich pozycjach tak mocno, że mowa o ewentualnym kompromisie zakrawa na kpinę. Ile czasu można sycić Polaków tymi samymi cytatami z Konstytucji, które każda strona interpretuje na swój odrębny sposób ?

Obie strony werbalnie walczą jedynie o państwo prawa i stąd taka nieprzejednana ich postawa: PiS chce nam zrobić dobrze, ale opozycja rzuca im kłody pod nogi.

I z tej postawy rodaków na dzień dzisiejszy, wziął się tytuł niniejszego wpisu.

Jako człowiekowi zdecydowanie dorosłemu, wciąż na myśl przychodzą mi czasy komuny. Polacy uważali wtedy, że cała bieda życia wzięła się z naszego pechowego położenia geograficznego: albo niszczą nas fizycznie Niemcy, albo zniewalają nas „Ruscy”.
I że nie ma wyjścia, trzeba się do tego przyzwyczaić i jakoś ułożyć na co dzień z czerwonymi, albo próbować „uciec” na Zachód. Innego wyjścia nie ma.

Aż wreszcie, jak grom z jasnego nieba przyszedł rok 1980, a potem 1989 i nastała euforia. Chociaż nie od razu. Nawet po prawie wolnych wyborach, wielu Polaków obawiało się, że komuna nie odpuści tak łatwo, że władając wciąż strukturami siłowymi, zmiecie nową i niedoświadczoną w rządzeniu władzę. Nie nastąpiło to, krew polska nie została przelana i staliśmy się wolnym, chociaż biednym krajem.

Potem gospodarczo „daliśmy czadu”, weszliśmy do UE i świat zobaczył w Polsce to, czego od wieków nie widział: nowoczesne państwo.
We w miarę spokojnej atmosferze, Polska naprawdę rosła w siłę i zdobyła prestiż międzynarodowy. Prasa światowa publikowała reportaże wychwalające nasz kraj prący dynamicznie do przodu, mimo światowego kryzysu, podziwiając moich rodaków za ich przedsiębiorczość i pomysłowość. Aż się chciało to czytać.

Rządząca nami przez 8 lat liberalna partia, prawdopodobnie tak bardzo wzięła powyższe pozytywne opinie do siebie, że postanowiła nie zwracać uwagi na wschodnią, bardziej konserwatywną część kraju, gdzie bieda była tym bardziej odczuwalna, im bardziej rosła zamożność wielkomiejskich elit.
Biednych ludzi nie obchodzi in vitro, ustawa antyprzemocowa, czy potrzeba przestrzegania trójpodziału władzy. Dla polskiego społeczeństwa, tego mniej wykształconego i mniej zamożnego, na pierwszym planie jest byt materialny. 

I tak jak w każdym okresie przedrewolucyjnym, tamta nonszalancka władza nie zauważyła, że zbliża się „koniec balu, panno Lalu”.

Rewolucje natomiast, mają to do siebie, że są zawsze radykalne i zdmuchują zastany porządek. Dlatego nie można się dziwić, że PiS prze do przodu jak burza, łamie prawo na prawo i lewo i nie liczy się z powszechnie uznanymi autorytetami i gremiami. Krajowymi i zagranicznymi.
W powodzi bezczelnych ustaw, które ta partia uchwala w swoim Sejmie, brakuje mi jeszcze ustawy unieważniającej niedawną rezolucję Parlamentu Europejskiego – a co, jak się bawić, to się bawić.

Liczni rodacy, jak widać po sondażach, trwają póki co w postawach wyczekujących: „może coś pozytywnego z tego wyjdzie, trzeba dać im więcej czasu na realizacje kolejnych etapów „dobrej zmiany”. Widać, że na dzisiaj, za pincet "suweren" zagłosowałby nawet na Kim Dzong Una ...
Ludzie dostali po 500 i nasłuchali się obietnic, jak to już niedługo będzie świetnie: kopalnie fedrujące na full, nowe stocznie, uregulowane rzeki, odbudowany przemysł, nareszcie udowodniony, przy pomocy urojonych "dowodów", zamach rzekomego zbrodniczego duetu Tusk/Putin na Lecha Kaczyńskiego, darmowe mieszkania, franki szwajcarskie po 3 złote najwyżej, super emerytury już od sześćdziesiątki, Niemcy i Rosja na kolanach, Unia sypie kasą (ale do niczego się nam nie wtrąca), uchodźcy precz, śmieciówek koniec, porządek wszędzie i nareszcie sprawiedliwość dla szarego człowieka. I na razie wierzą, ale za jakieś najwyżej dwa lata przejrzą na oczy i zobaczą, że to była tylko propaganda wyborcza. Wtedy pogadamy...

A chwilowo padnie jeszcze kilka klaczy w stadninach, setka następnych dziennikarzy w mediach publicznych straci robotę, druga setka prokuratorów pójdzie na zsyłkę na prowincję, lub do prokuratur rejonowych, przerażeni wizją utraty pracy sędziowie z czasem „ułożą się” z nową władzą, kolejne setki przydupasów PiS obejmą funkcje, do których nie mają żadnych kwalifikacji zawodowych, wytnie się trochę Puszczy Białowieskiej na deski, opadnie z czasem międzynarodowy kurz po raporcie Komisji Weneckiej i „haniebnej” rezolucji Parlamentu Europejskiego i ludzie wrócą zapewne do trybu business as usual.

Wtedy rozzuchwalona bezkarnością nowa PiSowska władza zacznie popełniać coraz więcej kardynalnych błędów w rządzeniu, wyjdą na jaw rodzące się już teraz machloje i przekręty partyjnych kolesiów-dyletantów-cwaniaków, a gdy tylko zabraknie kasy na realizowanie kolejnych „dobrych zmian”, odejdzie ten sojusz kato-narodowy na następne wiele lat do lamusa.
Nihil novi sub sole.

Pytanie jest tylko takie: czy do czasu upadku PiSu skonsoliduje się mocna i poprawnie zorganizowana opozycja ?
Złożona z nieco mniej „polskich” Polaków, czyli mniej krzykliwie narodowo-tradycyjnych, bardziej świeckich, bardziej tolerancyjnych, bardziej pro-europejskich. I z dużo większą empatią, niż poprzednicy.

I czy polski Kościół z Ojcem Dyrektorem na czele, ta odwieczna twierdza egoizmu, chciwości i wstecznictwa, zaprzestanie wreszcie wtrącania się do bieżącej polityki m.in. poprzez instruowanie wiernych, jak mają głosować w wyborach, żeby w ich wyniku pomnażać swoje włości i wpływy, czy jak dalece powinniśmy stosować się do głosu płynącego dziś z Watykanu. Póki co, jestem pewien, że gdyby to polscy hierarchowie dokonywali wyboru głowy Kościoła, papież Franciszek nie miałby u nich najmniejszych szans.
Początkowa akceptacja arcybiskupa Paetza jako koncelebranta mszy z okazji 1050 rocznicy chrztu Polski, pokazuje symbolicznie, na jakim etapie moralno-etycznym Kościół polski się obecnie znajduje.
I czy w związku z tym, Kościół ten przejdzie wreszcie na pozycję marginesu życia, nowoczesnego 40 milionowego europejskiego państwa wieku XXI ?

Tak jak ma to miejsce na przykład w Niemczech, czy w Skandynawii.
U Niemców imponujący jest dla mnie również fakt prawie pełnego rozliczenia się z koszmarnej faszystowskiej przeszłości. To prawda, że zajęło im to prawie pół wieku, ale po drodze padła nawet reputacja Wehrmachtu, który przez lata symbolizował dla nich dzielnego niemieckiego żołnierza, nie „ubabranego” w zbrodnie, które do niedawna zwalano wyłącznie na SS i jego Einsatzgruppen. Ich kanały TV dokumentalnej wciąż wyświetlają filmy o ich klęskach i bezsensownym przedłużaniu przegranej od lutego 1943 roku wojny. O obozach koncentracyjnych, o zbrodniach Niemców na Niemcach, błędach strategicznych ich słynnych dowódców, eksterminacji Żydów itd. I o „honorze” (Meine Ehre heisst Treue), czy legendarnej dyscyplinie, która kosztowała ich kraj milion cywilów tylko w ostatnim roku trwania tej wojny.

Trzeba z tej okazji powiedzieć dzisiejszym Niemcom: - „Szacun”, panowie.

A u nas raptem dwa filmy „Pokłosie”, i „Ida” wywołują żywe protesty „prawdziwych Polaków”, którzy uważają je za „kalanie własnego gniazda”.
A tych rodaków, którzy są oburzeni na rewolucję PiSu, która kładzie podwaliny pod arogancką i anachroniczną dyktaturę, nazywają PiSowcy Targowicą i zdrajcami.

Są zasadnicze różnice również w debatach politycznych we współczesnych Niemczech i u nas. Ich debaty powinny być wzorem dla naszych polityków wszystkich opcji.
Porównajmy obrady naszego Sejmu i Bundestagu.

Nikt z czołowych niemieckich liderów politycznych nie wpadłby na pomysł nazywania konkurentów pogardliwie „gorszym sortem”, czy „elementami animalnymi”, nikt by tam nie nazwał ich, spadkobiercami Gestapo. Nikt by nie powiedział: „My jesteśmy tu gdzie wtedy, a oni tam, gdzie stało SA”.
I tak dalej, parafrazując złotoustego Prezesa.
Ten Prezes nie miał nigdy kobiety, nie miał dziecka, mieszkał do późna u mamusi, prowadzić auta nie umie, języków obcych nie zna, komputera nie obsłuży, konta założyć nie potrafi, słów hymnu nie pamięta, Boże... dla niego problemem jest zrobienie zakupów w sklepie, czy zadbanie o własne uzębienie. 
Taka właśnie osoba de facto rządzi dzisiaj Polską...

I zabiera głos w sprawie ewentualnej nowej ustawy o aborcji.

„Niech się pan opamięta, nie ma pan dzieci, nie ma pan żony. Co pan wie o życiu pszczół, jak pan w ulu nie mieszka – powiedziała była pierwsza dama, Danuta Wałęsa. - Ja nie rozumiem, chce pan mieć władzę absolutną w każdej dziedzinie, a to jest nienormalne” - dodała.

Nasza klasa polityczna jest bez klasy. Wspólny mianownik naszych debat, to degradacja adwersarzy, nienawiść i pogarda dla inaczej myślących . Sesje sejmowe przeważnie charakteryzują się agresją i chaosem, gdzie argumenty giną w powodzi histerycznej demagogii.

Taka nasza tradycja narodowa. Już w XVIII wieku w Skandynawii nazywano to Polsk Riksdag, co potocznie oznaczało chaotyczną i bezproduktywną dyskusję. A że jesteśmy wierni tradycji naszych Ojców i Dziadów – (Polacy lubią werbalny patos) - to kultywujemy ją pieczołowicie, jak skarb narodowy.