poniedziałek, 21 września 2009

Przy okazji tarczy

Prezydent Obama nam się nie sprawdził.
Myślał przez wiele miesięcy i wreszcie zdecydował się zadzwonić do naszego premiera w porze nocnej akurat w 70 rocznicę agresji sowieckiej, aby zakomunikować mu, że sorry ale tarczy nie będzie.
Jak to mówią: adding insult to injury.
Timing tego telefonu wiele mówi o Obamie – niestety nic pozytywnego.
Kolejny nasz zawód co do prezydenta USA. Bush wciągnął nas podstępnie do Iraku i zanęcił tarczą, a Obama pokazał nam gest Kozakiewicza. Czyli nie tylko Żyd to odwieczny wróg Polaków, (to akurat każde dziecko wie), ale biały oraz czarny Amerykanin też nie spełniają naszych oczekiwań.

Jak pisałem w marcu, wiara w kolejne administracje USA, że nas cenią i kochają, okazała się ostatecznie nieco na wyrost. Warto w tym momencie zastanowić się, dlaczego tak jest że my zwykle spodziewamy się więcej, niż oni są skłonni nam dać.
Bo traktujemy jako fakt dokonany coś co jeszcze jest tylko obietnicą lub zamiarem drugiej strony.
Bo kierujemy się myśleniem życzeniowym. Uczepiliśmy się ich obietnicy, że dostaniemy tarczę i na tej podstawie poczuliśmy wiatr w żagle. Niektórzy nasi politycy wypowiadali bardzo krytyczne opinie co do tandemu Putin-Miedwiediew, a celował w tym nasz Prezydent. Zachowywał się jak uczeń w szkole, który prowokuje silniejszych od siebie powołując się na swojego ojca, który w odpowiedniej chwili przyjdzie i pokaże im...
Bo uwierzyliśmy, że Ameryka nas ceni tak mocno za bezgraniczną lojalność (damy z siebie wszystko, nie żądając niczego w zamian), że i wizy nam zniosą i tarczę zamontują, dając poza pełnym zabezpieczeniem przed Rosją (bo chyba nie Iranem), również pracę wielu rodakom wokół amerykańskiej bazy.

Jak gdyby zapomniano, że dla Amerykanów (i wszelkich innych nacji) najważniejszy jest ich własny interes i dynamicznie zmieniający się plan strategiczny. Polska czy inny kraj w tym przypadku to tylko ewentualny parking dla ich sprzętu wojskowego. A umowa nieratyfikowana to tylko przyrzeczenie, intencja.
Nasi jednak związali się z tarczą bardzo emocjonalnie. Czyli działali nieprofesjonalnie.
A od początku kadencji Obamy widać było, że tarcza stoi mu kością w gardle.
Nasi politycy chcieli jednak Obamę przymusić do realizacji tego kontrowersyjnego projektu. Że niby niehonorowo się wycofać z planów poprzedniej administracji.
Obama postawił od początku na przyjazne gesty w stosunku do Rosji i buńczuczne wypowiedzi naszych polityków krytykujących tandem Putin-Miedwiediew, czy tez braterskie gesty w kierunku awanturnika Saakaszwiliego („odwieczna” przyjaźń polsko-gruzińska) w ogóle nie wpasowywały się w politykę Obamy. Brak wyczucia, Panowie.

W następstwie decyzji Obamy wyszliśmy na mitomanów, frajerów i naiwnych Amerykanofilów.

Jedyny obecnie nasz sukces międzynarodowy, to medal siatkarzy.
Chociaż i tu nasz antytandem (to taki polski rower w którym kierownice są z tyłu i z przodu) POPiSał się konfliktem. Antytandem od zawsze daje całą naprzód w obie strony: wyrywanie sobie samolotu do Brukseli, publiczne obśmiewanie kolegi próbującego trudnej sztuki powitania Condoleezzy w jej ojczystym języku, czy bezsensowne nagłaśnianie konfliktu na temat Katynia (ludobójstwo to już, czy jeno zbrodnia wojenna), lub kłócenie się z powodu przekazania siatkarzom odznaczeń w pudełkach. I przy setce innych okazji. Nie zastanawiając się, że inni obserwują ten żałosny pojedynek małego złośliwego człowieka z sympatycznym chłopcem. Obaj próbują grać role mężów stanu, ale to dla nich za trudne zadania. Szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz