Ostatnio nasilił się bardzo ruch
pielgrzymkowy: Pani Merkel z panem Hollande do Moskwy, ale z dwoma
stopoverami – w Warszawie (krótko) i w Kijowie (dłużej). W
Moskwie czas na 5 godzinną modlitwę na Kremlu, noclegi i powroty do
swoich ojczyzn.
Następnie pani Merkel do pana
Obamy, potem do pana Harpera i z powrotem do swojej bazy w Berlinie.
Obecna wycieczka zbiorowa do Mińska
ma stanowić ukoronowanie ostatniego sezonu pielgrzymkowego. Odbywa
się w sytuacji, kiedy pan Putin nie ma żadnego interesu, żeby
wygaszać swoją pełzającą inwazję. Odwrotnie – właśnie teraz
zarządził ćwiczenia wojskowe z użyciem sił powietrznych przy
granicy z Ukrainą. A na ziemi dudnią działa i latają rakiety.
Zdjęcia z
nieprzytulnej, „katedralnej” sali konferencyjnej w Mińsku
pokazują bezsensownych rozmiarów wielki stół, gdzie każdy siedzi
w dużej odległości od drugiego. Pokazują też mowę ciała pana
Putina, bardzo wyraźnie olewającego całe to przybyłe rozmodlone
grono.
Inicjatorka spotkań, miła pani
Merkel, postępuje jak kobieta, która wciąż wierzy, że pan P. się
zmieni, chociaż nigdy w przeszłości nie dotrzymywał danego słowa,
danego nawet na piśmie przy świadkach...
Zarzeka się pani Merkel, że w
stosunku do pana P. nigdy nie użyje przemocy (czytaj: broni), co
najwyżej środków taktownej perswazji. Śmiechu warte.
Takie postępowanie nie sprawdza się
zarówno w życiu osobistym, jak i w stosunkach międzynarodowych.
Kontynuowane zaś, zwiększa tylko frustrację i upokorzenie jednej
strony, a pobłażliwe lekceważenie drugiej.
Tyle „wspaniałych” metafor.
Brutalna prawda jest taka, że Putin
traktuje od dawna cały Zachód jak grupę podstarzałych i zamożnych
impotentów, którzy dążą do zdyscyplinowania go, grożąc mu
drżącym palcem wskazującym. Zastosowane sankcje oczywiście
szkodzą, z jednej strony, gospodarczo Rosji, ale z drugiej jedynie
wzmacniają w tym narodzie poczucie „oblężonej twierdzy”. Naród
rosyjski poradzi sobie w dużo gorszej od obecnej, sytuacji. To, czym
dla życia „człowieka zachodniego” jest survival trip,
dla Rosjanina z interioru jest codziennością.
Powodem i praprzyczyną mnóstwa
popełnianych przez Zachód błędów taktycznych, jest
niezrozumienie od wielu lat intencji Putina, ale też i
niezrozumienie „duszy” rosyjskiego narodu.
Niezrozumienie przez Zachód
Rosji i Putina jest takie samo, jak niezrozumienie przez USA
krajów arabskich i ich wewnętrznych odmienności, polegających
na innych, nazwijmy to „subreligiach” w ramach Islamu, czy ich
historii chociażby w ostatnich stu latach.
Zza biurek w Białym Domu, czy w
Pentagonie podejmowane są decyzje, które z jednej strony mają
potężne reperkusje na całym świecie i dla samych Stanów, a z
drugiej pokazują jak bardzo intencje i spodziewania decydentów,
rozmijają się z rzeczywistością. Wystarczy przypomnieć sobie
proces propagandowego przygotowywania opinii publicznej świata,
przez prezydenta George W. Busha i jego drużynę, do agresji na
Irak.
Ile popełniono wtedy głupot, ile
wyprodukowano prymitywnych fałszerstw, aby uzasadnić konieczność
inwazji w 2003 roku. Spodziewano się przecież błyskawicznego
triumfu, który zresztą sam radosny i pozbawiony wyobraźni
prezydent ogłosił już w maju tegoż roku (Mission
Accomplished !)... Powinien był raczej wykrzyknąć:
Otworzyłem puszkę Pandory !
(Dysponował on informacjami m.in. z
CIA , mającej wtedy roczny budżet w wysokości 45 mld $. Czy były
to pieniądze dobrze wydane ?)
Powstanie i rozkwit ISIS mają
przecież korzenie w tamtej inwazji.
Obecne postępowanie całego Zachodu w
stosunku do Putina też opiera się na niezrozumieniu narodu
rosyjskiego i jego charyzmatycznego przywódcy. Pielgrzymki Mamy
Merkel po świecie w intencji nawrócenia Grzesznika, potęgują
jedynie wrażenie słabości i strachu przed możliwością
poważniejszego konfliktu.
Życiowa misja Putina to osiągnięcie
przez Rosję uznawanego na całym świecie statusu wielkiego
mocarstwa na równi ze Stanami. Mocarstwa, które samo potrafi
ustanowić swoją strefę wpływów w Europie.
Ukraina właśnie leży w tej strefie.
Powszechnie u nas w Polsce, ale nie
tylko tu, panuje Schadenfreude, że „Ruscy” dostają
gospodarczo po dupie i że może ich to nauczy, aby licząc się z
Zachodem, z czasem wycofać się z Donbasu, a może i z Krymu. Takie
senne marzenia kastrata o orgazmie.
Rosyjski naród nigdy nie był
rozpieszczany przez historię i swoich ponurych, a okrutnych,
przywódców. Sankcje nie mają większego znaczenia dla przeciętnego
obywatela. Pewne niewygody, czy drożyzna, zwiększają jedynie
niechęć do Zachodu, ale nie spowodują żadnej rewolucji, czy
marszy głodowych. Poziom życia Rosjan, w ich odczuciu, nigdy nie
był tak wysoki i wciąż rośnie. Właśnie za Putina.
Demokracji w naszym rozumieniu nie
potrzebują ! Ani wolnych mediów !
Potrzebują i zawsze potrzebowali
silnego przywódcy, budzącego strach. Szczególnie za granicą. I
takiego właśnie mają.
Rosjanie nie wyzbyli się schematów
myślowych rodem z komunizmu. Jak za dawnych czasów piszą
skargi do Putina o pomoc w dramatycznych dla siebie sytuacjach,
powierzając swoje dramaty Wielkiemu Przywódcy, który od czasu do
czasu, w obecności swoich mediów ustawia bezdusznych lokalnych
oligarchów „do pionu”. Prezydent – przewodnik i opiekun
narodu.
Rosjanom wraca poczucie dumy narodowej,
które stracili po upadku Komuny i imperium.
Cieszą się ze zdobycia Krymu przez
Putina, praktycznie bez ofiar w ludziach. Porównanie z Anschlussem
Austrii jest tu całkowicie uprawnione. Sprawdzone wzorce nadają się
do kopiowania.
Również logiczna koncepcja przebicia
korytarza zaopatrzeniowego z
Rosji na Krym. Dokona Putin tego tak szybko, jak to będzie
możliwe. Po drodze jeszcze kilka „prawie ostatecznych” rozmów z
Mamą Merkel, Steinmaierem, czy Hollandem, parę tygodni ostrzałów
rakietowych i bombardowań z powietrza, parę tysięcy ofiar, i
korytarz przebity.
Wtedy wprowadzone będą prawdopodobnie
następne żałosne sankcje: kolejnych 100 ważnych osób z Rosji
dostanie „szlaban” na wizy do EU i kilku prominentnych zachodnich
polityków, łącznie z Obamą, wyrazi wielkie oburzenie i stanowczy
protest. Obama prawdopodobnie powtórzy groźnie, że „all
options are still on the table” i to by było na tyle.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć:
Nikt na Zachodzie nie będzie umierał za Ukrainę, tak jak
kiedyś nie chciano umierać za Gdańsk. Ukraina jest dzisiaj
wyłącznie na łasce Putina. Tzw. opcja dyplomatyczna rozwiązania
konfliktu, to mieszanie łatwowiernym ludziom w głowach.
Los Ukrainy został przesądzony w
momencie ucieczki Janukowycza i ogłoszenia, że kraj ten dołączy
do UE i NATO. I nie dziwmy się, że Putin zaryzykował i zareagował.
Kto by chciał mieć nieprzyjazne
państwo i wrogi sojusz na swojej granicy ?
McCain (tym razem w Monachium)
zdecydowanie poparł dozbrajanie Ukrainy w broń defensywną, nie
dlatego, że Ukraina pokona wtedy rosyjskie wojska, ale aby utrudnić
Putinowi dalszą agresję i zwiększyć koszty jego „wyprawy”.
Ale McCain obecnie, niestety, nie decyduje.
Ronald Reagan,
niestety, dawno nie żyje.
Na Zachodzie
decydują aktualnie ludzie bojaźliwi i bez wyobraźni.
Nie rozumieją, że
jeżeli partner nie honoruje podpisanych umów, należy zastosować
wobec niego argumenty z sektora siłowego. Trzeba jedynie
przeprowadzić wewnętrzną debatę, co do wyboru środków i
warunków ich użycia. Czas od dawna nagli.
Pamiętajmy wciąż
co powiedział Winston Churchill po
podpisaniu Traktatu Monachijskiego przez Chamberlaina: "The
government had to choose between war and shame. They chose
shame. They will get war too."
("Rząd musiał wybrać między wojną i hańbą. Wybrał hańbę.
Wojnę też będzie miał").
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz