środa, 18 lutego 2009

I po co Mu to było ?! 

Wiedzieliśmy jeszcze za życia „naszego” papieża, że niełatwo Go będzie zastąpić. Każdy zdawał sobie sprawę, że następca będzie miał „pod górke”.

Można powiedzieć, że Jan Paweł II był papieżem totalnym, multimedialnym, super komunikatorem, był błyskotliwy i charyzmatyczny. Umiejętność znaną m.in. gwiazdom muzyki pop – tzw. crowd control miał w jednym palcu.

Był wielbiony równocześnie przez miliony młodych i starych, na Wschodzie i na Zachodzie. Z takimi cechami bez wątpienia umacniał w wierze społeczność chrześcijańską, wpajał ludziom refleksję nad życiem i nieustannie pobudzał potrzebę empatii, udzielania pomocy upośledzonym i ubogim.

Jednocześnie był radosny, pogodny, a Jego entuzjazm - zaraźliwy.

Każdy kto po Nim objąłby władzę w Watykanie, miałby wyjątkowo trudne zadanie.

Dlatego świat chrześcijański od początku pontyfikatu Benedykta XVI z życzliwą sympatią doceniał Jego wysiłki, aby być wśród ludzi, patronować młodym i wyznaczać kierunki.

Mimo, iż jego język ciała to przeciwny biegun do tego co pamiętamy u Jana Pawła II. A język ciała to obraz duszy, jak twierdzą niektórzy. Benedykt zawsze wygląda jakby był przyczajony, patrzy podejrzliwie, a jego spontaniczność czy entuzjazm są, powiedzmy sobie… niemieckie.

I Bóg z Nim, jak to mówią.

Ostatnio jednak zademonstrował swoje wnętrze, owoc swoich na pewno długich przemyśleń, w postaci decyzji zdejmującej ekskomunikę z Lefebvrysty Richarda Williamsona, który neguje istnienie komór gazowych i Holocaust.

Chrześcijańska opinia publiczna ze zdumieniem spogląda na swego lidera w Watykanie. Włącznie z rodaczką Angelą Merkel, która wyraziła swoje potępienie w ostrej formie.

Czasami wystarcza jedna taka poroniona decyzja przywódcy aby cały pozytywny wizerunek Watykanu, tak misternie utkany przez poprzednika, padł w ogniu powszechnej krytyki.

Za jednym zamachem oburzył rzesze wiernych, podzielił hierarchów kościelnych, przywódców państw i zawiesił na długi czas dialog z Judaizmem – z takim sukcesem, krok po kroku pielęgnowany przez Jana Pawła II. Jak twierdzi, podjął tę decyzję w imię jedności Kościoła…

Co by teraz nie powiedział ratując sytuację – szacunku i zaufania raczej nie odzyska.

Czy na pewno wiedział że skompromituje siebie i Kościół ?

Benedykt pochodzi z kraju który rozpętał II wojnę światową, był w Hitler Jugend i Wehrmachcie a jego kontrowersyjny stosunek do żołnierzy Wehrmachtu i SS dawał już w latach 80tych do myślenia. Pamiętamy, że odwiedził cmentarz La Cambe gdzie leży 21.000 żołnierzy Wehrmachtu oraz członków SS. Tamże powiedział, że Niemcy mają zakorzenione posłuszeństwo, dyscyplinę i obowiązkowość, która była niestety wykorzystana w złych celach. I tyle.

Można by poprowadzić tę linię myślenia dalej: Członkowie Einsatzgruppen też wykonywali tylko rozkazy. Himmler nie żyje, więc pochylmy się nad wykorzystywanymi acz obowiązkowymi SSmanami.

Ratzinger był arcybiskupem Monachium i Freisingu gdzie znajduje się pomnik ofiar obozu w Dachau. W tym obozie zginęła połowa z przetrzymywanych tam 2500 kapłanów i seminarzystów katolickich. W roku 1943 jednostka Wehrmachtu w której służył Ratzinger stacjonowała właśnie w Dachau, gdzie pracowali niewolniczo więźniowie. Jednak nie natrafiono na żaden komentarz Ratzingera dotyczący obozu w Dachau gdy piastował urząd arcybiskupa. Brak zdecydowanego stanowiska w tym przypadku stanowi swoisty komentarz do osoby, która go nie zajęła.

A papieskie podchody do Piusbruderschaft, organizacji antysemickiej i antyislamskiej, do tego propagującej wychowanie dzieci i młodzież przy pomocy bicia i stosowania upokarzających praktyk „wychowawczych” ? Niewykluczone, że papież widzi ich jako następnych, po Lefebvrystach kandydatów do wielkiej rodziny chrześcijańskiej.

Powyższe informacje na temat Benedykta są automatycznie przywoływane, gdy podejmuje decyzję taką jak w sprawie biskupa Williamsona. I pasują do niej jak kolejny element układanki pod tytułem „Joseph Ratzinger – dawniej i dziś”.

Obecnie w Stolicy Piotrowej i poza nią, mamy do czynienia z rozpaczliwym crisis management. Krytykujący decyzję Benedykta hierarchowie kościelni (np. kardynał Walter Kasper) sugerują jako jej przyczynę brak wystarczającej komunikacji wewnętrznej w Watykanie i niedoinformowanie papieża. Bezpośrednia krytyka papieża przez hierarchów jest oczywiście nie do pomyślenia w Kościele katolickim.

Również w ramach „zarządzania kryzysem” media watykańskie próbują winą za całe zamieszanie obarczyć rzekomych „spiskowców” usiłujących podkopać autorytet Stolicy Apostolskiej.

A Williamson brnie dalej i podobnie jak duchowi przywódcy Iranu, w wywiadzie dla szwedzkiej telewizji podał liczbę żydowskich ofiar obozów zagłady jako około 300.000 z zastrzeżeniem, iż żadna nie zginęła w komorach gazowych… Następnie, zdając sobie sprawę jak pośrednio „zamieszał” na świecie, przeprosił papieża za „ból” jaki spowodowały jego poglądy. Ale nie wycofał się z nich.

Przeciwnie. Obecnie twierdzi, że zmieni zdanie, jeżeli znajdzie dowody na istnienie komór gazowych. To już farsa, kpiny i lekceważenie masowych mordów na ludziach . Stawia to Benedykta i cały Watykan w najgorszym świetle jako centrum niekompetencji i podejrzanych sympatii. Papież nie może się tłumaczyć złymi doradcami i niedoskonałym przebiegiem informacji. Nie w tym przypadku. Nie papież-Niemiec.

Gdyby przyjąć, że Benedykt jest mało inteligentny, nierozgarnięty, bez własnego zdania, zdany na bezmózgich doradców, nie odróżnia kłamstwa od faktu i nie bardzo orientuje się w historii, to jego sympatie: Williamson, Piusbruderschaft (założony przez arcybiskupa Lefebvre) były by łatwe do wytłumaczenia, mimo że niemożliwe do zaakceptowania. Ale to bardzo dobrze poinformowany człowiek, błyskotliwy i posiadający rozległą wiedzę o świecie.

Jego decyzje są więc wyrazem jego własnego stosunku do rzeczywistości.

Pewnie z uwagi na ten stosunek w Niemczech nazywają Benedykta „Ubergangspapst” czyli papież przejściowy.

Zamiast przyłączać do „rodziny” kolejnych oszołomów w ramach źle pojętej jedności, co skutkuje wyłącznie negatywnie dla Kościoła, należałoby się zająć naprawdę pilnymi sprawami, które czekają na dyskusję i postanowienia: większy udział wiernych w podejmowaniu decyzji, a więc demokratyzację w Kościele, wyświęcanie kobiet na kapłanów, skończenie z bzdurnym i nieludzkim celibatem itd.

A teraz refleksja.

Po co komu taki papież ? Chrześcijaństwo stale traci wiernych, a Islam, bez wyraźnego i jednego przywódcy, zyskuje ich na świecie w ilości około 30 milionów rocznie. Może coś należałoby zmienić w skostniałym Watykanie ? I może szybciej niż za sto lat ? Bo wówczas chrześcijaństwo w Europie będzie musiało walczyć już tylko o przetrwanie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz