wtorek, 25 maja 2010

Auto-mat Angeli

Katastrofa, powódź i wybory (mniejszego zła) – oto co zabiera „większą połowę” czasu antenowego i powierzchni gazetowej w naszym kraju, od dłuższego już czasu.
Może więc warto w tak zwanym międzyczasie oderwać się od tych tematów i zająć się tym co ponadczasowe, ponadpartyjne i co dotyczy wszystkich ugrupowań, płci i orientacji seksualnych.

A mianowicie samochodami.
W zeszłym roku powszechnie u nas chwalono światłe rządy Angeli Merkel, która zafundowała swym rodakom jako fragment pakietu antykryzysowego, tzw. Abwrackpremie.
Warto tu wspomnieć, że słowo to oznaczające premię za zezłomowanie samochodu, uznane zostało przez Towarzystwo Języka Niemieckiego - Gesellschaft für deutsche Sprache – za słowo roku.

Czyli dopłacała Niemcom równowartość około 10.000 złotych za zakup nowego samochodu poprzedzony zezłomowaniem starego, co najmniej 9 letniego. Opozycja grzmiała na rząd Tuska, że jest bezczynny w dobie kryzysu i nie chce pomóc narodowi dożynającemu na dziurawych drogach swoje grubo ponad 9 letnie pojazdy spalinowe. Rząd Tuska jednak nie był skłonny kopiować w tej sprawie pani kanclerz.

Wykazał się niewątpliwie dużą odpornością psychiczną. To nie jedyny przykład jego odporności.
Minister Kopacz, jakiś czas potem, również pokazała duże F fanom szczepionek, a czas potwierdził jej rozsądek, logikę i zimną krew. To tyle podlizywania się PO.

Wróćmy zatem do samochodów.
Dopłaty pani Merkel zadziałały niemal błyskawicznie. Niemcy masowo ruszyli do salonów. Przy okazji również do naszych, z uwagi na niższe ceny. A więc sukces totalny i same pozytywy:
Kanclerz Merkel ożywia gospodarkę swego kraju na przekór kryzysowi
Nowe samochody mniej trują – chronią środowisko
Niemcy dokonują skoku technologicznego – jeżdżą bezpieczniejszymi i nowocześniejszymi pojazdami
I jako produkt uboczny niemieckich dopłat, korzystamy również my, bo sąsiedzi zza Odry bardzo znacznie podnoszą sprzedaże naszych dealerów, czyli ożywiają i nasz kulejący rynek samochodowy.

Czyli, niemieckie dopłaty to strzał w dziesiątkę. Czy na pewno ?
Niestety nie. Po początkowym ożywieniu, przyszła wielka stagnacja. Efekt kryzysowy został jedynie odsunięty w czasie i trwa nadal w dużo ostrzejszej formie. Już od czerwca 2009 rozpoczęły się bankructwa dealerów. Ocenia się, że do końca bieżącego roku 1/3 z nich zamknie na zawsze swoje przedstawicielstwa. Spadek eksportu aut z Niemiec w 2010 będzie największy od II wojny światowej. Żeby w ogóle sprzedać nowe auto, pozostali na rynku dealerzy proponują obecnie największe w historii rabaty, co jeszcze bardziej pogarsza ich sytuacje finansową.
Kto stracił najwięcej ? BMW i Mercedes. Hyundai natomiast notuje 80% wzrost.

Aby uniknąć zwolnień skracany jest czas pracy, a produkcja przenoszona do tańszych krajów.
Mimo to szacuje się, że w całej branży, a więc również u dostawców, zwolni się w tym roku w Niemczech 100.000 osób. Dostawcy bankrutują (20% w tym roku) również dlatego, że firmy samochodowe nie są w stanie terminowo płacić za części, a banki odmawiają kredytów. Spadek produkcji aut u naszych zachodnich sąsiadów w 2010 szacowany jest na 1 mln sztuk.

Jak by tego było mało, pojawiła się nowa konkurencja: Internet. Dotychczas można było kupić w Internecie auta używane – teraz także nowe, z 20% rabatem !

Z perspektywy czasu, większość niemieckich eksporterów uważa, że decyzja rządu o dopłatach do zakupów nowych samochodów była zdecydowanie zła, bo dała jedynie krótkotrwałe ożywienie sprzedaży i obliczona była na doraźny efekt polityczny.

Wychodzi na to, że nasz rząd, wbrew malkontenckiej opozycji, nie jest taki zły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz