środa, 13 maja 2015

Wybory, po pierwszej turze


Mimo licznych sondaży, wyniki pierwszej tury wyborów zaskoczyły wszystkich, a szczególnie tych wybieranych. Kandydat Duda cieszył się niezmiernie i to jest całkowicie zrozumiałe - jego wynik świetnie rokuje na drugą turę. Kandydat Komorowski był niepocieszony i zatroskany – jego ewentualny sukces 24 maja jest średnio prawdopodobny.

Dlaczego ?

Dlatego, że pierwsza tura wyraźnie pokazała dominujące nastroje obywateli – większość społeczeństwa chce zmian. Jakich konkretnie ? Tego dokładnie nie wie nikt. To co jest pewne, to to, że obecny lider nie zyskuje na popularności, on ją systematycznie traci.

Dla mnie liczy się najbardziej trend, a ten jest u Prezydenta stale spadkowy.

Dlaczego ?

W okresie długich rządów PO, wyrosło i dorosło nowe pokolenie wyborców: młodzież. Młodzież, w przeciwieństwie do starszych, nie cieszy się już bezkrytycznie z postępujących sukcesów gospodarczych Polski, jej bezdyskusyjnie rosnącej pozycji ekonomicznej w Europie i na świecie, z jej prestiżu międzynarodowego. Z tego, że prasa krajów zdecydowanie rozwiniętych stawia Polskę za przykład – jak skutecznie przeciwdziałać wpływowi światowego kryzysu gospodarczego. Młodzież nie wpada w zachwyt porównując obecną Polskę z PRLem, który zna tylko z filmów.

Podróżując po całym świecie (kogo na to stać) i po Europie (prawie masowo) porównują młodzi warunki życia tam, do tych w Polsce, i wytykają rządzącym Polską od 8 lat, że gdzie indziej jest lepiej i że łatwiej tam żyć i rozmnażać się. Dlatego, młodsi Polacy nie będą już zachwycać się naszą w bólach rodzącą się siecią płatnych autostrad, pełnymi towarów hipermarketami, pięknymi stadionami, Pendolino itp. Oni wytykają rządzącym brak tworzenia perspektyw rozwoju osobistego dla wykształconych, emigrujących nie tylko za chlebem, ale za realizacją swoich młodzieńczych marzeń o rozwoju osobistym i godnym życiu.

Jednocześnie młodzi ludzie, są energiczni, krytyczni i niecierpliwi, nie chcą czekać na dziadowską emeryturę w naiwnej wierze, że rządzący „pochylają się” nad rozwiązywaniem ich codziennych problemów bytowych. Młodzi ludzie, (zawsze tak było), a szczególnie pokolenie millenials, rozpoznają szybko fałsz i zakłamanie, a jeżeli jeszcze okraszone cynizmem i arogancją (symboliczne dla władzy dialogi z restauracji „Sowa & Przyjaciele", zegarki narcyza Nowaka itp.), to rządzący mają na długo przesrane.

A nasz ukochany Prezydent wywodzi się w prostej linii z PO i nie wykazał się podczas swojej kadencji znaczącymi inicjatywami, które by wyróżniały go z tej próżniaczej klasy. Nie odciął się, nie dystansował się, nie zaistniał, energicznie i wyraźnie. Cieszy się wciąż sporym zaufaniem, ale jak widać, to już nie wystarcza dzisiejszym Polakom do ponownego wybrania Go w pierwszej turze.

Zagłosują na niego w drugiej ci Polacy, którzy chcą spokojnie przeżyć swoją druga połowę życia, mając w Pałacu człowieka wprawdzie nudnego i mało dynamicznego, ale przewidywalnego i niekontrowersyjnego.

To wcale nie znaczy, że Duda jest mężem opatrznościowym tego skołatanego konfliktami społeczeństwa. Przerażenie może budzić wachlarz nazwisk PISowców, którzy mogliby w wyniku jesiennych wyborów parlamentarnych objąć kluczowe stanowiska w państwie, ale ta perspektywa jest chwilowo nieco odległa i nie uruchamia u wielu wyborców wyobraźni, czy też pamięci o IV RP.

Wizja Macierewicza, Brudzińskiego, Kurskiego, Szczerskiego, Fotygi, Pawłowicz i innych „gwiazd” partii prawdziwych Polaków na decyzyjnych stanowiskach w państwie, raczej jednak nie powinna budzić entuzjazmu większości.

Sam Duda, gdyby nie był z PIS Kaczyńskiego, byłby do zaakceptowania: młody, energiczny, ambitny, facet na politycznej linii wznoszącej, typowy young executive on his way up, posiadający prawdopodobnie spory potencjał. Jednak wielki ogon w postaci PISu nie pozwala na entuzjastyczne powitanie go w Pałacu. A fakt, że został nagle, nieznany, trzy miesiące temu wyjęty z kapelusza przez Prezesa-hegemona nie powinien budzić nadmiernego zaufania.

PO zaś,niestety, popełniała liczne grzechy wynikające z zasiedzenia: grzechy wygodnictwa, próżności, megalomanii, arogancji. To dodatkowo osłabiło wizerunek obecnego gospodarza Pałacu. Sposób bycia ma on jednak sympatyczny, chociaż często zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, jest czasem nieporadny i jak mawiał nieodżałowany Jerzy Dobrowolski - „niestety uwierzył w siebie”, czyli że Naród go kocha i że nikt mu, póki co, nie podskoczy.

Najlepszy dowód na to, że Naród ma dosyć zasiedziałych arogantów, to sukces Kukiza. Jego główny, z powodzeniem głoszony przekaz (pomijam celowo wałkowane na okrągło w mediach, chociaż z gruntu bezsensowne w praktyce JOWy), to żądanie zmian. Ja to rozumiem. W skostniałych i źle zarządzanych korporacjach też rozlega się to hasło. Zmiany kojarzymy ze świeżością, nowym ładunkiem energii, nowymi pomysłami i nowym podejściem, nowymi ludźmi, dążącymi do sukcesu firmy, czy państwa. W nadziei, że ostateczny sukces stanie się również ich osobistym sukcesem. Dlatego już teraz moralnym zwycięzcą wyścigu do Pałacu jest Kukiz.

Pozostali dzisiaj na placu boju dwaj „rycerze” reprezentują partie konserwy i rutyny: jeden - narodowo-kościelnej, drugi - liberalnej.

Debaty telewizyjne dadzą widzom niezafałszowany obraz zachowań dwóch facetów. Ich mowa ciała zadecyduje o tym, który zwycięży. Atrakcyjna mowa ciała, to najważniejszy argument w dyskusji.

To widzowie zapamiętają znacznie dłużej, niż spory merytoryczne obu stron i analizy konkretnych problemów. Mowa ciała to obraz duszy. Kto na tym polu będzie gorszy - ostatecznie „da ciała”.

Dokonywany dzisiaj przez obydwu panów na bieżąco update swoich priorytetów, bazowany na priorytetach Kukiza, to już tylko ostatnia próba podlizania się wyborcom przed debatami. Moim zdaniem żałosna i przeciwskuteczna.

Co do miłej kandydatki SLD, która, (chociaż trudno to pojąć), zgodziła się zostać kandydatką SLD pod warunkiem, że będzie kandydatką niezależną - protegowanej tow. Millera - można powiedzieć delikatnie, że sukces wyborczy ją ominął. W karierze tow. Leszka M. i w dziejach SLD odegrała, na jego życzenie, rolę konia trojańskiego. Podzieliła partię, zniszczyła wizerunek swego promotora i zrealizowała ostrzeżenie pewnego członka SLD, który w trakcie kampanii, wypowiedział niejako prorocze, chociaż mało eleganckie, słowa: „ten upiorny szkielet doprowadzi go kiedyś do upadku”.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz