Mimo licznych sondaży, wyniki
pierwszej tury wyborów zaskoczyły wszystkich, a szczególnie tych
wybieranych. Kandydat Duda cieszył się niezmiernie i to jest
całkowicie zrozumiałe - jego wynik świetnie rokuje na drugą turę.
Kandydat Komorowski był niepocieszony i zatroskany – jego
ewentualny sukces 24 maja jest średnio prawdopodobny.
Dlaczego ?
Dlatego, że pierwsza tura wyraźnie
pokazała dominujące nastroje obywateli – większość
społeczeństwa chce zmian. Jakich konkretnie ? Tego dokładnie
nie wie nikt. To co jest pewne, to to, że obecny lider nie zyskuje
na popularności, on ją systematycznie traci.
Dla mnie liczy się najbardziej trend,
a ten jest u Prezydenta stale spadkowy.
Dlaczego ?
W okresie długich rządów PO, wyrosło
i dorosło nowe pokolenie wyborców: młodzież. Młodzież, w
przeciwieństwie do starszych, nie cieszy się już bezkrytycznie z
postępujących sukcesów gospodarczych Polski, jej bezdyskusyjnie
rosnącej pozycji ekonomicznej w Europie i na świecie, z jej
prestiżu międzynarodowego. Z tego, że prasa krajów zdecydowanie
rozwiniętych stawia Polskę za przykład – jak skutecznie
przeciwdziałać wpływowi światowego kryzysu gospodarczego.
Młodzież nie wpada w zachwyt porównując obecną Polskę z PRLem,
który zna tylko z filmów.
Podróżując po całym świecie (kogo
na to stać) i po Europie (prawie masowo) porównują młodzi warunki
życia tam, do tych w Polsce, i wytykają rządzącym Polską od 8
lat, że gdzie indziej jest lepiej i że łatwiej tam żyć i
rozmnażać się. Dlatego, młodsi Polacy nie będą już
zachwycać się naszą w bólach rodzącą się siecią płatnych
autostrad, pełnymi towarów hipermarketami, pięknymi stadionami,
Pendolino itp. Oni wytykają rządzącym brak tworzenia perspektyw
rozwoju osobistego dla wykształconych, emigrujących nie tylko za
chlebem, ale za realizacją swoich młodzieńczych marzeń o rozwoju
osobistym i godnym życiu.
Jednocześnie młodzi ludzie, są
energiczni, krytyczni i niecierpliwi, nie chcą czekać na dziadowską
emeryturę w naiwnej wierze, że rządzący „pochylają się” nad
rozwiązywaniem ich codziennych problemów bytowych. Młodzi ludzie, (zawsze tak było), a szczególnie pokolenie millenials,
rozpoznają szybko fałsz i zakłamanie, a
jeżeli jeszcze okraszone cynizmem i arogancją (symboliczne dla
władzy dialogi z restauracji „Sowa & Przyjaciele", zegarki
narcyza Nowaka itp.), to rządzący mają na długo przesrane.
A nasz ukochany Prezydent wywodzi się
w prostej linii z PO i nie wykazał się podczas swojej kadencji
znaczącymi inicjatywami, które by wyróżniały go z tej
próżniaczej klasy. Nie odciął się, nie dystansował się, nie
zaistniał, energicznie i wyraźnie. Cieszy się wciąż sporym
zaufaniem, ale jak widać, to już nie wystarcza dzisiejszym Polakom
do ponownego wybrania Go w pierwszej turze.
Zagłosują na niego w drugiej ci
Polacy, którzy chcą spokojnie przeżyć swoją druga połowę
życia, mając w Pałacu człowieka wprawdzie nudnego i mało
dynamicznego, ale przewidywalnego i niekontrowersyjnego.
To wcale nie znaczy, że Duda jest
mężem opatrznościowym tego skołatanego konfliktami społeczeństwa.
Przerażenie może budzić wachlarz nazwisk PISowców, którzy
mogliby w wyniku jesiennych wyborów parlamentarnych objąć kluczowe
stanowiska w państwie, ale ta perspektywa jest chwilowo nieco
odległa i nie uruchamia u wielu wyborców wyobraźni, czy też
pamięci o IV RP.
Wizja Macierewicza, Brudzińskiego,
Kurskiego, Szczerskiego, Fotygi, Pawłowicz i innych „gwiazd”
partii prawdziwych Polaków na decyzyjnych stanowiskach w państwie,
raczej jednak nie powinna budzić entuzjazmu większości.
Sam Duda, gdyby nie był z PIS
Kaczyńskiego, byłby do zaakceptowania: młody, energiczny,
ambitny, facet na politycznej linii wznoszącej, typowy young
executive on his way up, posiadający prawdopodobnie spory
potencjał. Jednak wielki ogon w postaci PISu nie pozwala na
entuzjastyczne powitanie go w Pałacu. A fakt, że został nagle,
nieznany, trzy miesiące temu wyjęty z kapelusza przez
Prezesa-hegemona nie powinien budzić nadmiernego zaufania.
PO zaś,niestety, popełniała liczne
grzechy wynikające z zasiedzenia: grzechy wygodnictwa, próżności,
megalomanii, arogancji. To dodatkowo osłabiło wizerunek obecnego
gospodarza Pałacu. Sposób bycia ma on jednak sympatyczny, chociaż
często zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, jest czasem
nieporadny i jak mawiał nieodżałowany Jerzy Dobrowolski -
„niestety uwierzył w siebie”, czyli że Naród go kocha i że
nikt mu, póki co, nie podskoczy.
Najlepszy dowód na to, że Naród
ma dosyć zasiedziałych arogantów, to sukces Kukiza. Jego
główny, z powodzeniem głoszony przekaz (pomijam celowo wałkowane
na okrągło w mediach, chociaż z gruntu bezsensowne w praktyce JOWy), to żądanie zmian. Ja to rozumiem. W
skostniałych i źle zarządzanych korporacjach też rozlega się to
hasło. Zmiany kojarzymy ze świeżością, nowym ładunkiem energii,
nowymi pomysłami i nowym podejściem, nowymi ludźmi, dążącymi do
sukcesu firmy, czy państwa. W nadziei, że ostateczny sukces stanie
się również ich osobistym sukcesem. Dlatego już teraz moralnym
zwycięzcą wyścigu do Pałacu jest Kukiz.
Pozostali dzisiaj na placu boju dwaj
„rycerze” reprezentują partie konserwy i rutyny: jeden -
narodowo-kościelnej, drugi - liberalnej.
Debaty telewizyjne dadzą widzom
niezafałszowany obraz zachowań dwóch facetów. Ich mowa ciała
zadecyduje o tym, który zwycięży. Atrakcyjna mowa ciała, to
najważniejszy argument w dyskusji.
To widzowie zapamiętają znacznie
dłużej, niż spory merytoryczne obu stron i analizy konkretnych
problemów. Mowa ciała to obraz duszy. Kto na tym polu będzie
gorszy - ostatecznie „da ciała”.
Dokonywany dzisiaj przez obydwu panów
na bieżąco update swoich priorytetów, bazowany na
priorytetach Kukiza, to już tylko ostatnia próba podlizania się
wyborcom przed debatami. Moim zdaniem żałosna i przeciwskuteczna.
Co do miłej kandydatki SLD,
która, (chociaż trudno to pojąć), zgodziła się zostać kandydatką SLD pod warunkiem, że będzie kandydatką niezależną - protegowanej tow. Millera - można powiedzieć delikatnie, że sukces
wyborczy ją ominął. W karierze tow. Leszka M. i w dziejach SLD
odegrała, na jego życzenie, rolę konia
trojańskiego. Podzieliła partię, zniszczyła wizerunek swego
promotora i zrealizowała ostrzeżenie pewnego członka SLD, który w
trakcie kampanii, wypowiedział niejako prorocze, chociaż mało eleganckie, słowa: „ten
upiorny szkielet doprowadzi go kiedyś do upadku”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz