Chaos i szaleństwo.
Unia Europejska drży w posadach.
Przestało być sympatycznie. Wojna na Ukrainie i kryzys grecki, jako
główne tematy znikły z mediów. Europą wstrząsają wędrówki
ludów z południa na północ w kierunku nowej Ziemi Obiecanej –
Niemiec. Przeciekającymi szalupami, w butach i boso, przez pola i
lasy, z niemowlętami na plecach, nie tak dawno w upale, a teraz w
chłodzie i w deszczu.
De facto szefowa Europy, pani Merkel i
większość niemieckich polityków, poddała się, początkowo
całkowicie bezplanowo i chaotycznie, humanitarnemu szaleństwu,
wysyłając w świat klarowny sygnał o swojej gotowości do
przyjmowania wszystkich, którzy pochodzą z państw w których
trwają konflikty zbrojne i przybywający mogą powołać się w
związku z tym na zagrożenie życia w przypadku deportacji.
Dopiero w ostatnich tygodniach, powoli
przychodzi delikatne opamiętanie, w obliczu dramatycznych wydarzeń
na granicach Unii i na granicy Austrii z Niemcami.
Nareszcie Thomas de Maiziere i jego
ekipa ruszyli tyłki, aby rozpocząć zaległą deportację ok.
200.000 ludzi, którym odmówiono już dawno temu azylu. Są w
Niemczech nielegalnie i pracują , ale teraz w obliczu
przybywających „nowych”, trzeba dla nich zrobić miejsce.
Niestety, nie będzie to szybki proces.
Część tych, którym już odmówiono pobytu, złożą teraz
odwołania. Inni natomiast przejdą do podziemia.
Policja i służby graniczne obserwując
niekończące się kolumny uchodźców pieszych i autobusowych,
pracują nocami, aby sytuację opanować. Nikt nie wie ilu uchodźców
jeszcze przybędzie. Dzisiaj, jutro czy pojutrze. Chwilowo jest to
niekończąca się rzeka ludzi. Ile jeszcze szkolnych hal sportowych
trzeba będzie zamienić na sale wypełnione łóżkami, ilu lekarzy,
pielęgniarek, wolontariuszy, musi być do dyspozycji ? Ile łóżek
szpitalnych potrzeba od zaraz ?
Ile zestawów higienicznych trzeba
będzie rozdać ? I tak dalej.
W debatach telewizyjnych politycy
szeregu landów, czy szefowie związków branżowych skarżą się na
braki w finansowaniu bieżących potrzeb.
Chociaż trzeba podkreślić, że
ścisła czołówka rządzących zapewnia, że budżet niemiecki bez
problemu poradzi sobie z finansowaniem kosztów przyjmowania,
zakwaterowania i zapewnienia z czasem edukacji imigrantów (nauka
niemieckiego i nauka zawodu).
Edukacji mającej na celu jak
najszybsze przystosowanie ich do znalezienia odpowiedniej dla siebie
pracy. Koła zbliżone do pani Merkel podkreślają optymistycznie,
że wszelkie wydatki na imigrantów trzeba traktować nie jak koszty,
ale jak inwestycję w dalszy dynamiczny rozwój gospodarczy Niemiec.
Tak brzmi oficjalna linia
propagandowa Berlina.
Niemiecka „Ziemia Obiecana”
trzeszczy jednak póki co w szwach. Tak jak cała Unia. W obecnej
sytuacji brak natychmiastowego postawienia tamy uchodźcom – to
zachęta dla następnych dziesiątek tysięcy i cios w jedność i
przyszłość całej Unii.
Jako że konflikty zbrojne, tradycyjnie
już, toczą się nie tylko w Syrii, ale również w Afganistanie,
Erytrei, Sudanie, Iraku, itd., ilość potencjalnych uchodźców jest
w zasadzie nieograniczona.
Na świecie toczy się obecnie tyle
wojen, że starczy islamskich kandydatów na Europejczyków na
następne długie lata.
Widać wyraźnie, że solidarność
państw członkowskich UE w obliczu tej katastrofy demograficznej –
nie istnieje.
Pani Merkel, niestety w tej sprawie
całkowicie bez wyobraźni, dała początkowo lekkomyślnie mocne
zielone światło dla przybywających z objętych konfliktami
regionów Azji i Afryki.
Fala ludzkiego tsunami ruszyła i
dewastuje obecnie, stworzony mozolnie przez wiele lat porządek
europejski.
Putin może teraz robić co zechce i
robi właśnie to w Syrii. Im więcej nalotów na północy tego
kraju, tym więcej uchodźców uchodzi do ojczyzny pani Kanclerz.
Destabilizacja Niemiec i całej
Unii, to zrozumiałe marzenie Putina.
Ciśnienie Merkel głównie na Polskę,
ale i na naszych sąsiadów, aby skłonić ich do solidarności,
będzie rosło wprost proporcjonalnie do wzrostu ilości uchodźców.
To szaleństwo stulecia należy jak
najszybciej zahamować. Ale póki co Niemcy są dotknięte
przekleństwem decydentów „z jajami”, które nazywa się:
poprawność polityczna – czyli: uchodźcom mówimy: Wilkommen !
A na użytek wewnętrzny: Wir schaffen das.
Inaczej postępować Niemcom
przecież nie wypada...
Poprawność ta jest szczególnie
widoczna w postawach polityków partii CDU/CSU oraz SPD.
Pragnąc uspokoić rodaków, wyliczyli
skrupulatnie, że aby kontynuować w kraju obecne tempo wzrostu
gospodarczego potrzeba 492.000 nowych pracowników rocznie. Czyli,
teoretycznie przynajmniej, obecny rok, w którym spodziewają się
blisko 800.000 uchodźców, zapewni im niezakłócony rozwój na
następne 2 lata.
Mimo to w niemieckich telewizyjnych
programach dokumentalnych przebijają się ostatnio coraz liczniej
wypowiedzi nawet niektórych polityków w/w koalicji, sygnalizujących
istnienie dramatycznych wydarzeń mających miejsce wśród
uchodźców. Krótko: konflikty na tle religijnym, etnicznym i
narodowym, od których uciekli do Niemiec, przeniosły się wraz z
nimi na gościnną „Ziemię Obiecaną”.
Jak pisałem poprzednio:
http://as-kronika.blogspot.com/2015/07/wedrowki-ludow.html
, nastąpił import obcych gospodarzom problemów, z którymi teraz
muszą sobie pilnie próbować radzić.
Na kanwie konfliktów importowanych w
obecnym czasie, warto zapoznać się z bardzo ciekawą sylwetką
Sabatiny James, która czasami gości w debatach telewizji ZDF. Ta
piękna i mądra kobieta kieruje naszą uwagę na inne problemy z
wyznawcami Islamu w Niemczech. Warto o nich pamiętać.
Polecam więc link:
http://www.welt.de/politik/deutschland/article148239246/Diese-Frau-greift-den-deutschen-Islam-frontal-an.html
W obliczu powyższych poważnych spraw,
mam nadzieję, że przynajmniej nadchodząca zima będzie łagodna.
Dla uchodzących uchodźców i dla nas.
P.S.
A tak na
marginesie, o ironio losu: Niemcy, którzy 75 lat temu wymordowali w
kilka lat w imię czystości rasy, w obozach koncentracyjnych, 6
milionów Żydów, niedługo będą mieli w swoich granicach podobną
liczbę wyznawców Allaha.
Pewien rodzaj
późnego odkupienia win ??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz