niedziela, 20 grudnia 2015

Dziwny kraj, te Stany...



Oglądając w zeszłym tygodniu pełne powtórki niedawnych wystąpień Teda Cruza w Heritage Foundation i w Mechanicsville, Wirginia, oraz Donalda Trumpa w Des Moines, Iowa, siłą rzeczy, niejako podświadomie, porównywałem styl i mowę ciała każdego z nich z wypowiedziami polskiego czołowego polityka. Ale o tym na końcu.

Różnice w interakcji kandydatów z publicznością są ogromne.
Każdy z nich ma podobne szanse na zostanie kandydatem Partii Republikańskiej na Prezydenta USA.
Na dzisiaj - Trump 28%, Cruz 25%.
Cruz przemawiał z kartki w Heritage Foundation i w kościele w Mechanicsville, Trump rozmawiał w Des Moines z widownią. Cruza słuchano z uwagą i szacunkiem. Trump natomiast chwilami porywał słuchających, zmuszał do żywych reakcji na to co mówił, wchodził w dialog z zadającymi pytania i zapraszał ich do siebie na scenę, kontynuując z nimi swobodną rozmowę. Nie stał za mównicą jak Cruz, ale wędrował po scenie zwracając się to w lewo, to w prawo, gestykulował, dowcipkował. I tak przez godzinę.
Za styl daję mu najwyższą ocenę. Zero nudy.
W wywiadach po wystąpieniu Cruza w Wirginii, pewna para uczestników spotkania, pytana o opinie o teksańskim kandydacie republikanów, podsumowała to tak: Cruz jest wspaniały. Uważamy, że byłby idealnym wiceprezydentem podczas prezydencji Donalda Trumpa.
Dlaczego ? Bo Trump jest jedynym kandydatem, który nazywa rzeczy po imieniu i jedynym, który nie jest skrępowany „polityczną poprawnością” i zależnością od sponsorów.

Co do treści, to jak wiadomo, (co stanowi zresztą obecnie przyczynę tarć w UE), Trump jest przeciwny przyjęciu nawet jednego uchodźcy z Syrii. (Cruz również).
Jego myśl przewodnia kampanii, to zagwarantowanie Amerykanom pełnego bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego. Według niego, dokładne sprawdzenie jednego uchodźcy może trwać nawet 18 miesięcy, ponieważ dostęp do pełnej informacji o nim jest niemożliwy w krótszym czasie, a źródła informacji są trudno dostępne i trudno weryfikowalne. A w przypadku tysięcy uchodźców, to zadanie praktycznie nie do wykonania. Wystarczy jeden zamachowiec z IS na kilkadziesiąt tysięcy przyjętych uchodźców i...

Trudno z taką opinią polemizować, mając w pamięci zamach paryski, w którym czołową rolę odegrał tzw. uchodźca, a faktycznie terrorysta IS.
Terrorystką z Pakistanu była również narzeczona zamachowca z San Bernardino, którą władze imigracyjne USA wpuściły, mimo iż mieszkający na stałe w Kalifornii „oblubieniec” był pod obserwacją FBI z uwagi na swoją radykalno-islamską postawę.
„Narzeczona” zaś najprawdopodobniej nie uzyskałaby wizy wjazdowej do USA, gdyby FBI sprawdziło fałszywy adres zamieszkania podany w jej formularzu wizowym.

Dla Polaków, jako ciekawostkę, warto podać, że podczas ataku, „zakochana” para islamskich terrorystów miała ze sobą 5 sztuk broni, w tym 2 pistolety maszynowe, jeden karabin i 2 sztuki broni krótkiej. Amunicji mieli w sumie 1600 sztuk, zużyli „tylko” nieco ponad 150 sztuk, zanim zostali zastrzeleni. Zostawili w budynku jeszcze 3 zdalnie odpalane bomby rurowe, które jednak nie wybuchły, bo nadajniki zostały w ich samochodzie...

(Hillary Clinton ocenia ilość pistoletów maszynowych w prywatnym posiadaniu obywateli USA, na 7-10 milionów sztuk).

Pośrednio więc IS ułatwił Trumpowi decyzję co do nieprzyjmowania uchodźców, co do których od dawna miał i tak zdecydowanie negatywne zdanie.
Co do „modnego” ostatnio w Europie budowania murów obronnych na granicach niektórych państw, mających zapobiegać swobodnemu przemarszowi uchodźców, to Trump obiecał zbudować bardzo wysoki mur przez całe 750 mil granicy z Meksykiem. Oczywiście po ew. wygraniu wyborów.
Na koniec zaapelował o poparcie jego kandydatury, ponieważ (w przeciwieństwie do Cruza, którego kampanię finansuje głównie teksańska nafta)), sam ją finansuje i byłby bardzo niezadowolony, gdyby jego własne pieniądze zostały wydane na darmo... :) :)

Po niedawnej masakrze w San Bernardino, Kalifornia, można się było w naszym kraju spodziewać, że Trump poprze jakiś rodzaj „filtrowania” kupujących broń i amunicję, ale akurat w USA druga poprawka do Konstytucji jest jak Słowo Boże w Polsce.
W tym temacie pochwalił się tylko swoim synem, który coraz celniej strzela.
Według Trumpa zamach paryski i w San Bernardino to przykłady na to, że nieskrępowany dostęp do broni jest niezbędny, bo gdyby zaatakowani ludzie w Paryżu i w San Bernardino ją mieli pod ręką, to by jej użyli i ofiar byłoby znacznie mniej.
Bandyci zawsze zdobędą każdy rodzaj broni, więc rozbrojenie ludności cywilnej byłoby katastrofą.

Na marginesie tej opinii Trumpa, (Cruza również), trzeba zaznaczyć, że prawo w USA w tej sprawie jest kuriozalne, bo co prawda człowiek będący na liście radykałów podejrzanych i obserwowanych przez FBI nie dostanie się na pokład żadnego samolotu, (no-fly list), to jednak może bezkarnie kupić w sklepie nawet broń szturmową. Mówili o tym tydzień temu liczni kongresmani, domagając się wreszcie uchwalenia zakazu sprzedaży broni ludziom będących na liście podejrzanych FBI.
Będzie z tym trudno, NRA nie pozwoli – czytaj mojego bloga z roku 2009:

Ciekawy kraj, te Stany...

Dla nas Polaków również z tego powodu, że żaden z kandydatów nie próbuje, wzorem niedościgłego Jarosława Kaczyńskiego, dzielić Amerykanów na tych prawdziwych i tych drugich, „najgorszego sortu” i „nie sprawnych umysłowo”.

A i Prezydenta Obamę nikt jeszcze nie witał tak, jak ostatnio witano w Szczecinie Prezydenta Dudę, słowami wypisanymi na transparencie:”Błogosławione łono, które cię nosiło i piersi, które ssałeś”.

Dziwny kraj, te Stany...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz