Aż się chce tu mieszkać,
pracować, nawiązywać przyjaźnie i oglądać dzienniki
telewizyjne.
A w nich szczególnie, dla
kontrastu, wiadomości ze świata zachodniego, pełnego bezideowych
dorobkiewiczów, którzy, od czasu do czasu, krytykują nawet
świętego JPII za jego rzekome zacofanie. Oraz wywiadów z rodzimymi
pseudo naukowcami i politykami, którzy podważają wiodącą rolę
Kościoła w skutecznym promowaniu idei miłości bliźniego i
kształtowaniu szlachetnych postaw obywateli ziemi. Tej ziemi.
„Po pierwsze primo” - jak mówią
prości ludzie, prawda jest jednakowoż taka, że Polacy żarliwie
nienawidzą się nawzajem. Największy stopień zbliżenia
polskich dusz następuje wyłącznie w okresach niewoli,
katastrofalnych klęsk żywiołowych oraz realnego zagrożenia utraty
tożsamości narodowej. Tylko wtedy przeciętny Polak zaczyna
dostrzegać w sąsiedzie, „bliźniego swego”.
Na co dzień w wolnej Polsce obowiązuje
swoisty stan wojenny. Tylko dwa przykłady:
PO: „dorżniemy watahy”
PiS: „osiągniemy
jedność, gdy pozbędziemy się wrogów; Judaszów, Żydów,
liberałów czy kogo tam jeszcze “
Ostro.
Dylemat
niezdecydowanego obywatela: Kto więc ma tu rację i kogo trzeba się
pozbyć ?
Dla ułatwienia podjęcia właściwej obywatelskiej decyzji i dla osobistej refleksji: Dnia 21.07.1209 r. w zdobytym przez krzyżowców mieście Beziers, dowodzący wojskami krucjaty legat papieski Arnaud Amaury (opat z Citeaux), gdy mu się skarżono, że trudno jest odróżnić wiernych od heretyków zawołał: „Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich.”
Powszechna jest też widoczna gołym
okiem cecha, odróżniająca nas od kilku innych nacji europejskich:
histeryczna reakcja na zaistniałe wydarzenia i wiążąca
się z nią skłonność do przesady.
A więc w hierarchii wad narodowych na
literę H, przyznałbym histerii miejsce ex aequo z
hipokryzją.
Patrząc na naszą scenę polityczną i
medialną, widać, że siła reakcji ma się zwykle nijak do wagi
powodu.
Przykład najnowszy, a typowy. Poseł
Wipler z dziwnej partii Korwina-Mikkego uchlał się był jak świnia
i zainterweniował osobiście przeciw Policji, która w trakcie
interwencji w innej sprawie potraktowała jakiegoś faceta gazem.
Interweniował nasz poseł na tyle agresywnie, że policjanci
dogonili go gdy próbował im uciec, następnie spałowali go i
skuli. Teraz jest to codzienny temat dla kanałów TV, poseł Wipler
udziela wywiadów na prawo i lewo, angażowane są autorytety
czołowych prokuratorów, antyterrorystów, prawników itd.
Poseł Wipler ma bezpłatną publicity,
jakiej nigdy przedtem nie miał – wszystko za spałowanie i dwa
ciosy od policjanta w tzw. ryj. Ta publicity nie będzie
jednak posłowi dobrze służyła w jego kampanii wyborczej na urząd
Prezydenta Warszawy. Elektorat zapamięta, że wbrew głoszonym przez
niego tzw. wartościom, uchlał się i rozrabiał. Natomiast obecne
zaangażowanie posła, polityków, ekspertów i mediów w tym
temacie, przekracza dalece wagę całej sprawy - zwykłego incydentu
ulicznego z udziałem pijanego posła na Sejm Najjaśniejszej.
O wiele większy brak proporcji na
linii: powód/ reakcja istnieje w sprawie ew. ratyfikowania przez
Polskę Konwencji Rady Europy o Zapobieganiu i Przeciwdziałaniu
Przemocy wobec Kobiet i Przemocy Domowej. W uproszczeniu, narodowa
katoprawica, podejrzewając, jak to dla niej typowe, podstępne ruchy
mające na celu wprowadzenie „od kuchni” do naszego katolickiego
kraju, tzw. ideologii gender,
podnosi od miesięcy histeryczny rwetes, aby tę Konwencję odrzucić.
I, praktycznie biorąc, pozostawić w spokoju społeczeństwo polskie
aby dalej żyło zgodnie z tradycyjnym polskim, starym, a uświęconym
wieloletnią praktyką przysłowiem: „Jak kto baby nie bije, to jej
wątroba gnije”.
Ilość czasu antenowego w TV i papieru
w gazetach, teorii pogłębionych i aktów strzelistych dostojników
Kościoła, filozofów i prawników, na ten temat, argumentów i
kontrargumentów dramatycznych, nienawistnych spojrzeń dyskutantów,
przekroczyły już dawno wszelki rozsądek i poczucie proporcji.
Najbardziej histeryczne są jednak reakcje polskiego
fundamentalistycznego Kościoła.
Zwalczanie tzw. ideologii
gender jest
okazją do kolejnych zaistnień w mediach kapłanów i hierarchów i
przypominania Polakom o tym, że najważniejsza jest wiara, iż bez
„przewodniej roli Kościoła” zdegenerowany i zdezorientowany
naród stopniowo wyginie. A zdegenerowany będzie, jeżeli Konwencja
zostanie przez Polskę ratyfikowana.
„Wiara jednak wyklucza wiedzę a
wiedza wyklucza wiarę, zatem albo wiemy albo wierzymy. Jak uwierzysz
w to że baba zaszła w ciążę bez seksu, a po urodzeniu zachowała
dziewictwo,- to uwierzysz we wszystko, nawet w to że Żydzi są
"narodem wybranym" (cyt. Woody Allen)
Gender, wróg publiczny Nr 1 według
Kościoła, nie jest ideologią, a teorią naukową. Agnieszka
Kozłowska-Rajewicz, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania,
podkreśliła, że termin "ideologia gender" jest "terminem
wymyślonym przez Kościół" i stanowi wroga, "który po
prostu nie istnieje".
I tak oto histeryczny patriotyzm i
pełne nienawiści słowa blokują jakąkolwiek spokojną i rzeczową
dyskusję. W Polsce takiej dyskusji nie uświadczysz, bo wszystko tu
jest zero-jedynkowe (jak w lotnictwie wojskowym - IFF
(Identification Friend or Foe). I podniesione histerycznie do
rangi walki o przetrwanie Narodu, atakowanego podstępnie przez
wrogie siły.
Myślę, że to może być mentalna
spuścizna po komunie, za czasów której stale tropiono spiski
tajemniczych „określonych ośrodków” i wszędzie doszukiwano
się „drugiego dna”.
Kolejna cecha narodowa w nadwiślańskim
kraju, to nietolerancja.
Chociaż w opiniach o sobie, Polacy są,
jak najbardziej, tolerancyjni (to miłe określenie ludzi o otwartych
umysłach), to jednak w praktyce tzw. przeciętny obywatel ocenia
bliźniego albo jako prawdziwego Polaka katolika patriotę albo Żyda,
pedała lub postkomucha.
Dlatego młody Polak patriota jest za
spaleniem tęczy na pl. Zbawiciela, wyszydzaniu Żyda prawdziwego
(Żydzi, cała Polska was się wstydzi – podobne hasło z lat
30-tych w Niemczech: Ein
Jud und eine Laus ist wie die Pest im Haus) lub
rzekomego (w myśl zasady Goeringa: Kto jest Żydem, decyduję ja),
za nazywaniem konkurencyjnego klubu piłkarskiego Żydami (Jude
raus), za spałowaniem „pedała”, potępieniem „lesby” oraz
tych, którzy krytykują wynaturzenia i przestępstwa kleru.
Kościół życzliwie nie protestuje...
Żeby zachować czystość tego
nadwiślańskiego narodu już na etapie przedszkolnym, atakowane są
histerycznie rysunkowe książeczki, w których dopatrzono się
jakoby dwuznacznych relacji między zwierzątkami.
Posłuch medialny znajdują osoby,
które tropią rzekome spiski na dusze niewinnych owieczek. Osoby,
którym najwidoczniej wszystko kojarzy się, za przeproszeniem, z
dupą.
Posłanka PiS protestowała niedawno u
dyrektora poznańskiego ZOO, aby wycofał natychmiast z widoku parę
osiołków, gdyż odważyły się codziennie kopulować na wybiegu.
Widocznie chodziło posłance o to, aby młodzież szkolna nie
inspirowała się takimi zwierzęcymi zachowaniami przy spędzaniu
wolnego czasu po lekcjach.
Może wystarczyło raczej w ramach
edukacyjnych działań, uświadomić młodzieży szkolnej, że takie
bezeceństwa są charakterystyczne dla... kompletnych osłów.
Bo dla dorosłych to raczej dobry
przykład do naśladowania – rozrodczość w Polsce wciąż zbyt
mała. Może to wynik złej polityki rządu – w Londynie podczas
demonstracji antyrządowej niesiono transparent: I dont need sex –
the government fucks me everyday.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz