środa, 18 stycznia 2012

Legalne metody pozyskiwania informacji

Wspomniałem w poprzednim wpisie o niezrealizowaniu przez pokojowego Noblistę, Prezydenta Obamę, obietnicy zamknięcia więzienia Guantanamo i o torturach stosowanych przez Amerykanów, ale sprawy są dosyć złożone i warto poświęcić im nieco więcej uwagi. Mimo że nie widnieją w nagłówkach dzisiejszych gazet.

Więzienie „uaktywniono” 10 lat temu w wyniku ataku 9/11. W roku 2002 przyjęto pierwszych „lokatorów” z Afganistanu. W Stanach panowało przerażenie po ataku terrorystycznym i obawa, że w każdym momencie może się on powtórzyć. Od razu zaczęto stosować tortury w celu wykrycia ewentualnych nowych planów Osamy.
Rozdział pracy był taki: Pentagon prowadzi wojnę w Afganistanie, zbieraniem zaś informacji zajmuje się CIA. Trzeba było jednak uzasadnić, a tym bardziej usprawiedliwić własne stosowanie tortur, z których słynął m.in. Saddam H., ś.p. Augusto Pinochet, jak i inne współczesne i dawne reżymy totalitarne. Zadanie to powierzono (komużby innemu ?) prawnikom Departamentu Sprawiedliwości. Ci wywiązali się znakomicie z powierzonego zadania. Najlepiej streściła wyniki ich pracy ówczesna Sekretarz Stanu Condoleezza Rice: „jako, że pojmani przez Amerykanów podejrzani o terroryzm nie należą do regularnej armii, ale ją wspomagają (jaką armię, talibańską czy alkaidzką ?? - przypisek mój), nie obejmuje ich Konwencja Genewska”. I dalej Condoleezza: „w związku z tym, nie przysługuje im również żadna ochrona prawna. Są oni więzieni w wyniku wojny, ale nie są jeńcami wojennymi”. Takie określenie ich statusu dało całkowicie wolną rękę CIA, wszystkie metody „pozyskiwania informacji” zostały tym samym zalegalizowane. Ograniczone były tylko pomysłowością przesłuchujących. Bicie, upokarzanie, również seksualne, groźby zabicia rodzin, podtapianie, rażenie prądem, wyrywanie paznokci itd. itp.
Departament Stanu oświadczył, że jeżeli zastosowane metody przesłuchania nie powodują trwałych uszkodzeń ciała, niewydolności organów, lub śmierci – to nie są to tortury.

Natomiast Zastępca Prokuratora Generalnego (po naszemu wiceminister sprawiedliwości) USA, Jay Bybee wyprodukował dla CIA, Departamentu Obrony i Prezydenta, 3-częściowe tzw. memoranda na temat tortur ( Torture Memos ), w których stwierdził, że „w czasie walki z terroryzmem zezwala się na stosowanie psychicznych i fizycznych cierpień i nacisków, takich jak długotrwałe pozbawianie snu, krępowanie ciała w niewygodnych pozycjach oraz podtapianie (waterboarding), i podkreślił, że postępowanie, które powszechnie uważane jest za tortury, może być prawnie dozwolone, w ramach rozszerzonej interpretacji upoważnienia udzielonego Prezydentowi USA, podczas „Wojny z Terroryzmem”.

(W Polsce takie „dopasowywanie” interpretacji prawa do faktów nazywane było w 90-tych latach „falandyzacją”. Amerykanie, jak widać, twórczo rozwinęli tę dziedzinę).

Condoleezza pozwoliła sobie również na ciekawy komentarz, że takie postanowienia jedynie wzmacniają znaczenie Konwencji Genewskiej (!)

Cytując Josepha de Maistre'a: "niczego się nie nauczyli, niczego nie zapomnieli". To taka swoista ambiwalencja i myślenie dosyć totalitarne: ponieważ my jesteśmy demokratyczni, to każda nasza czynność par exellence jest demokratyczna. To uzurpacja, błąd logiczny non sequitur. I dodaje: Z tego, że jesteśmy demokratyczni w systemie, nie wynika, że każda nasza czynność jest automatycznie taka. Ale przecież błędy logiczne należą do podstawowego zestawu manipulacji zbiorowej...

Jak pisze prof. Zbigniew Mikołejko: - Reszta świata uważa USA za przywódcę i kolaboruje ze Stanami. Współpraca Anglii czy Polski była pozbawiona skrupułów moralnych - kontynuuje profesor.

Nagle, tortury, zawsze starannie ukrywane przez rządy totalitarne, stały się legalne w ocenie demokratycznego mocarstwa. Nareszcie takie nierządne rządy mogły swobodnie torturować przeciwników politycznych, którzy, w końcu, również nie reprezentowali nigdy żadnej regularnej armii.

CIA dbając jednak o wizerunek najbardziej demokratycznego państwa świata, nie chciała sobie brudzić rąk torturami we własnym kraju. „Poproszono” więc usłużnych sojuszników, takich jak Pakistan, Maroko, czy Polska, aby to w ich krajach można było w celu wymuszania zeznań zastosować metody, które były en vogue za Hitlera, Stalina lub za czasów hiszpańskiej inkwizycji. Właśnie wtedy, w średniowieczu, miało miejsce pierwsze znane zastosowanie waterboardingu, czyli wielokrotnego podtapiania pod kątem, tak, aby do płuc nie dostawała się woda – „pacjent” może oszaleć z paniki, ale musi przeżyć, aby go można było dalej torturować.
Chcesz się zorientować jak działa waterboarding i czy są to rzeczywiście tortury?
Poćwicz w domu z przyjaciółmi, albo obejrzyj mojego ulubionego pisarza, Christophera Hitchensa, który dobrowolnie poddał się temu zabiegowi:
http://www.youtube.com/watch?v=4LPubUCJv58

Podobno najwięcej tych zabiegów przeszedł Khalid Sheikh Mohammed, przywieziony do Kiejkut z Pakistanu – 183 razy w 2 tygodnie.

Sojusznicy dawali się łatwo przekonywać przez CIA – chodziło przecież o współpracę z hegemonem, w imię „walki z terroryzmem”.
Pakistanowi Amerykanie płacili „od łba”, czyli od każdego torturowanego na jego terytorium. Potwierdził to sam b. prezydent Pervez Musharraf. Czy płacili również Polsce za łamanie prawa na jej terytorium ? Można się tylko domyślać.

W 2002 roku schwytano w Pakistanie Abu Zubaidę, szefa operacyjnego Al Kaidy. Bush triumfował. Szybko przetransportowano go samolotem na lotnisko Szymany, a stamtąd do Kiejkut.
Takie przemieszczanie drogą powietrzną podejrzanych o terroryzm, zwane fachowo „extraordinary rendition” miało miejsce dziesiątki razy.

Oficerowie CIA zorientowali się jednak, że Abu Zubaida jest chory psychicznie i od dawna nie miał żadnego kontaktu z przywództwem Al Kaidy. Tym niemniej grożono mu śmiercią i trzymano w klatce o wymiarach kabiny prysznicowej, przykrytej grubym czarnym materiałem, a z głośników generowano ogłuszający hałas. Abu Zubaida przebywał w Kiejkutach przez kilka miesięcy. W trakcie torturowania zeznał, że Al Kaida planuje ataki na centra zakupowe, banki i elektrownie atomowe. W wyniku weryfikacji okazało się, że informacje te nie miały pokrycia w faktach. Zeznałby wszystko, byle zrezygnowano z dalszych tortur.
W ramach kolejnego „extraordinary rendition” przewieziono go do więzienia Guantanamo, jak zwykle w przypadku „podejrzanych o terroryzm”, bez postawienia jakichkolwiek zarzutów.
Polska przyznała mu status „pokrzywdzonego”, ale Departament Sprawiedliwości USA jeszcze w październiku 2009 r. odpowiedział, że USA nie będą współpracować z Polską w tym śledztwie, bo mogłoby to naruszyć bezpieczeństwo, lub inny istotny interes Stanów Zjednoczonych.

To kolejny przykład sojuszniczej wzajemnej współpracy polsko – amerykańskiej.

Podsumowując powyższe fakty i jako przykład skrajnej obłudy, zacytuję na koniec fragment Memorandum na temat „kombatantów wroga” (enemy combatants) - czytaj cywilów podejrzanych przez Amerykanów o terroryzm - skierowane przez Generalnego Doradcę Departamentu Obrony USA Williama Haynes'a w grudniu roku 2002, do Amerykańskiego Towarzystwo Prawa Międzynarodowego (ASIL) oraz Rady ds. Stosunków Międzynarodowych (CFR):
„Jak i w innych konfliktach zbrojnych, w których nasz Naród był zaangażowany, przetrzymywanie kombatantów wroga spełnia istotną rolę ochronną. Jednak, co równie ważne, świadome, skrupulatne i humanitarne traktowanie przetrzymywanych przez nas kombatantów wroga, odzwierciedla nasz system wartości i obraz jako Narodu.”

Istotnie, odzwierciedla.


___________________________________________________________
komentuj bezpośrednio na mój email: andrzejsmolski@gmail.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz