wtorek, 31 stycznia 2012

Prawybory, prawybory

Prezydencka kampania wyborcza w USA w toku. Demokraci kandydata mają - aktualny adres: Biały Dom.
Natomiast po drugiej stronie toczy się dopiero zażarta walka o nominację na kandydata partii. W obecnej chwili wydaje się pewne, że będzie to albo Newt Gingrich, albo Mitt Romney. Aktualnie walczą o głosy w trzecim najważniejszym stanie pod względem liczby głosów elektorskich – na Florydzie.

Walka jest istotnie zażarta, kandydaci obrzucają się błotem w takim stopniu, że popierający ich politycy republikańscy zauważyli, że dalsza tak ostra, podobno bez precedensu, „walka w błocie” - mudwrestling, jak to nazywają, nie tylko szkodzi wizerunkowi każdego z nich osobno, ale im obu oraz całej partii republikańskiej. Dlatego niektórzy politycy, np. były kandydat na Prezydenta, John McCain, zaleca umiar i zaniechanie wyniszczających debat.

W porównaniu do ich debat, nasze debaty PiS vs. PO, jeżeli w ogóle mają miejsce - to rozmowy przy herbatce, a pamiętny „dziadek z Wehrmachtu” Kurskiego, to pieszczota.
W USA podstawowe dziedziny do szczegółowej penetracji w czasie kampanii to obyczajówka: bicie żony, rozwody, kochanki faktyczne i domniemane, ew. epizody homoseksualne, używanie narkotyków przez żonę lub dzieci, zatrzymania policyjne itd. Następna dziedzina to niewłaściwe afiliacje polityczne: przynależność lub sympatie do ekstremalnych ugrupowań lub znajomości z niewłaściwymi ludźmi itp. Od kolebki po dzień dzisiejszy kandydata.

Jednym słowem: brutalna wolnoamerykanka w ramach wykorzystywania demokratycznych procedur.

Na tym tle Newt Gingrich ostatnio nie wypadł dobrze, gdyż właśnie zaakceptował jako swojego sponsora, miliardera (osobisty majątek 21 mld. $) Sheldona Adelsona, Żyda, co akurat tu ma znaczenie, ponieważ nie dość, że tenże zbił swoją kasę na hazardzie (kasyna w USA i w Macau), to jeszcze w swoim wystąpieniu w roku 2010 żałował, że nie walczył jako żołnierz w armii Izraela, tylko w armii amerykańskiej, ale chciałby, aby jego syn został snajperem w tamtej armii. Dodał, że jego żona i jedna z córek służyła w IDF (Israel Defence Force). „Nie jestem obywatelem Izraela, ale Izrael jest w moim sercu” - dodał na koniec.

Adelson przekazał na kampanię Gingricha 10 mln. dolarów w ramach tzw. super PAC*. Dlaczego ? Ponieważ Gingrich podziela pogląd Adelsona, że z Iranem trzeba rozmawiać twardo (to samo mówił Bush o Iraku w 2003 roku...) i że obrona interesów Izraela jest równoznaczna z obroną USA.
Chyba w związku z tym finansowym wsparciem, Newt Gingrich zamieścił całostronicowe ogłoszenie na okładce gazety 'Israel HaYom,' (własność Adelsona, posiadała 39,2 % rynku gazet codziennych w Izraelu w 2011r., orientacja skrajnie prawicowa), w którym stwierdził, że Palestyńczycy to „invented nation”, czyli wydumany naród.

Amerykanie zadają sobie teraz pytanie, jakie dalsze działania kandydata na prezydenckiego kandydata partii republikańskiej zostały kupione za 10 mln. dolarów. Trzeba tu dodać, że w świetle prawa amerykańskiego, wszystko jest lege artis, masz pieniądze – wspierasz kogo chcesz. Poza tym kampania kosztuje.
Na Florydzie Gingrich wydał 3,9 mln. $, a Romney 15,7 ! Cztery razy tyle.
No i prowadzi z ogromną przewagą nad Gingrichem. I ma własne niezłe źródła dochodu. W zeszłym roku jego transakcje kapitałowe przyniosły mu 21,7 mln $., a w poprzednim 20,9.

Jego pogląd na Europę ? To zbiorowisko socjalistycznych państw, zadłużonych po uszy i zmierzających ku upadkowi.
Jego główne hasło wyborcze ? Rozwój, rozwój, rozwój i w ten sposób tworzenie nowych miejsc pracy.

Gingrich Florydę przegra z kretesem, ale to dopiero początek kampanii. Jak mówi jeden z tamtejszych politycznych komentatorów: nuklearny holokaust przeżyją tylko trzy gatunki: karaluchy, Cher (piosenkarka – przyp. mój) oraz Gingrich.

W tym wyścigu Republikanów stawiam na Romneya, ponieważ zwolennicy tej partii widzą go jako jedynego, który może pokonać Obamę.

Trzeciemu kandydatowi na kandydata Republikanów, Rickowi Santorum, nie daję dużych szans, mimo wsparcia w ramach superPack ze strony sponsora (Amerykanie nazywają go nieco żartobliwie „sugar daddy”) – Fostera Friessa. Tego „born-again” chrześcijanina (jak młodego Busha), ultrakonserwatystę, charakteryzuje najkrócej jego niedawna wypowiedź z której śmieje się Ameryka: „ back in my days, they used Bayer Aspirin for contraception. The gals put it between their knees and it wasn't that costly **."

Patrząc z boku na cały proces wybierania kandydata partii, a następnie kandydata na Prezydenta USA, nasuwa się szereg uwag. Po pierwsze, Stany bardziej przypominają plutokrację niż demokrację - superPAC służy przede wszystkim utrudnieniu identyfikacji źródła pochodzenia „wsparcia wyborczego” poprzez zachęcanie do tworzenia korporacji-wydmuszek. W ten prosty sposób American people mają być nieświadomi tego, jakie naprawdę osoby i korporacje stoją za kandydatem (85% obywateli USA uważa, że korporacje mają zbyt duży wpływ na wybory, a w ich rezultacie na rząd).
Jasne jest przecież, że to co jest dobre dla korporacji, niekoniecznie jest dobre dla obywatela. Dla korporacji najważniejsze jest powiększanie dywidendy, zysk, natomiast przeciętny obywatel ma nieco inne priorytety i zestaw wartości.

Mam następującą sugestię dla American people, aby wiedzieli kto stoi za kandydatem - powinien on nosić kombinezon podobny do zawodników Formuły 1, cały upstrzony firmowymi logo sponsorów jego kampanii.
A poważnie, jeżeli Stany chcą zostać kiedyś państwem demokratycznym i otwartym (open society), a nie skorumpowaną republiką rządzoną pośrednio przez magnatów finansowych i korporacje, powinny zlikwidować prywatne finansowanie kandydatów.

U nas politycy PiS zarzucali Tuskowi, że mówi co innego w Katowicach, a co innego w Warszawie a jeszcze co innego na wsi, itd. To samo zarzuca się amerykańskim kandydatom: mówią co innego w zależności od stanu w którym przemawiają.
Jak to się ładnie mówi w języku Lincolna: „different strokes for different folks”.

A Obama? Republikanie zarzucają mu, że jest czerwonym socjalistą, bo chce wyższych podatków dla zarabiających powyżej 1 mln $. A trzeba wiedzieć, że w USA, sekretarka Warrena Buffetta płaci wyższy procentowo podatek, niż jej dosyć zamożny szef. Poza tym legalne jest przenoszenie swojego majątku na Kajmany, czy zakładanie firmy na Bermudach, z czego państwo USA nie ma ani centa. To jest w skrajnym kontraście do tzw. szarego człowieka, obywatela tego kraju, którego możliwości finansowej ekwilibrystyki, szczególnie w wyniku obecnego kryzysu, są znacznie okrojone. Obama stara się umiejętnie wykorzystać niezadowolenie American people, aby tym samym wskazać na przyczyny społecznych nierówności i deficytu fiskalnego. Dla mnie, to jest oczywiście słuszne, że Obama proponuje wyższe podatki dla bogatych, ale też i poniekąd „odkrywanie Ameryki”, ponieważ nierówności w podatkowym traktowaniu obywateli USA trwają dziesięciolecia i wmawianie obywatelom dzisiaj, że bogaci spowodowali zadłużenie i niebywałe kontrasty amerykańskie, to tani PR i demagogia.
Obecny kryzys tylko wyostrzył kontrasty społeczne, podobne do tych w tzw. bananowych krajach Ameryki Południowej, a dotychczasowa polityka różnych rządów USA konsekwentnie konserwowała taki stan rzeczy, że bogaci się bogacili, a biedni biednieli.
Dopiero, kiedy w wyniku obecnego krachu klasa średnia gwałtownie zubożała, oddała bankom swoje niespłacone domy, zasiliła szeregi bezrobotnych, wyszła po raz pierwszy od niepamiętnych czasów na ulice (Occupy Movement), Prezydent i jego doradcy postanowili znaleźć kozła ofiarnego i zwalić winę na Republikanów, konserwatystów i najbogatszych, a płacących zaniżone w stosunku do swojego majątku podatki. Jednak samym pokazywaniem winnych los American people się nie poprawi.
Miał Obama kilka lat na radykalne zmiany, ale ich nie dokonał. Zabrakło „jaj” i współpracy ponadpartyjnej w Kongresie.

A propos Kongres.

Ostatnie badanie opinii publicznej, przeprowadzone kilka dni temu pod łączną kontrolą przedstawicieli Republikanów i Demokratów (!), pokazuje, że mimo głębokich podziałów w społeczeństwie amerykańskim prawie na każdy temat, istnieje całkowita jedność w ocenie działania Kongresu. Większość Amerykanów (58%) chciałaby usunięcia zeń dosłownie wszystkich jego członków – gdyby tylko mogła to zrobić. Ta jedność w ocenie obejmuje równo całe spektrum polityczne: demokratów, republikanów i konserwatystów. Generalnie cały elektorat domaga się tego, by „Kongres był efektywny, działał odpowiedzialnie i nareperował wreszcie gospodarkę”.

U nas rządowi Tuska „jaj” nie brakuje w tej kadencji, natomiast brakuje wyczucia społecznego i solidnego przygotowania wprowadzanych istotnych reform. Trzeba mieć tylko nadzieję, że protesty lekarzy, aptekarzy oraz tzw. szerokich mas, protestujących przeciwko podpisaniu ACTA spowodują otrzeźwienie i refleksję u Premiera.
Myślę, że tak jak w przypadku bezsensownego poparcia udzielonego w roku 2003 Bushowi w postaci wysłania naszych żołnierzy do Iraku, tak i nadgorliwość w podpisaniu ACTA są przejawem zapatrzenia naszych kolejnych elit władzy na tzw. Zachód – oby o nas dobrze mówili.
Również dlatego, tak sądzę, Tusk właśnie aprobował Pakt Fiskalny i zgodził się na pożyczkę do MFW w zamian za... nic.

Szanujmy, my Polacy, może wreszcie bardziej siebie samych i dbajmy o nasze własne interesy, tak dobrze, jak ci „zachodni” dbają o swoje.

Może to jest zakompleksiona zaściankowość - spuścizna pokomunistyczna, kiedy zachodniego turystę nazywano w naszym kraju czołobitnie „gościem zagranicznym”, wszelki towar „zagraniczny” był marzeniem Polaków i gdy wierzono bezkrytycznie w uczciwość człowieka zachodniego (tak, młody czytelniku, tak było).

Tę polską cechę świetnie pokazał odcinek „Bob” serialu „Kiepscy”, gdzie Arnold Boczek zmienia imię i nazwisko na Bob Marlej i zyskuje natychmiastowy szacunek i uwielbienie otoczenia.
Pewnie dlatego na przykład krajowa piosenkarka Katarzyna Szczot przybrała dawno temu „zagraniczny” i pretensjonalny pseudonim Kayah.
W związku z tym, ja też pomyślałem o podobnie „uszlachetniającej” zmianie. Od przyszłego wpisu nazywam się Andreas Schmolendorff.



________________________________________________________________

* super PAC (PAC - Political Action Committee), nowy sposób na legalne wywieranie wpływu (aktywne lobbowanie) poprzez zbieranie i przekazywanie dowolnych sum dowolnie wybranym osobom. Jest to bardzo istotna nowość w tegorocznym amerykańskim wspieraniu kandydata na Prezydenta USA Można też w ramach super PAC przeznaczać zebrane fundusze na kampanie negatywne przeciwko konkurentowi.
** "W moich czasach używano aspiryny Bayera jako środka zapobiegającego ciąży. Laski wkładały ją między kolana i nie było to wcale drogie”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz